mad about you (II)
Trouble is my middle name but in the end I'm not too bad
Mija tydzień od mojego rozstania z
Rafałem. Rano chodziłam do pracy, popołudnia spędzałam w łóżku i płakałam.
Dzisiaj wróciłam z pracy i też miałam ochotę popłakać, ale Majka czekała na
mnie i wręcz nakazała porozmawiać z Michałem. Siedzę więc jak kretynka,
opowiadam całą historię Kubiakowi co raz łkając.
-Co za
frajer. Zostawić kogoś takiego jak ty, nie wierzę.
-Nie cieszysz się z tego?
-To
już inna kwestia. Cieszyłbym się bardziej gdybyś się tym nie przejmowała. Tak
to tylko trochę się cieszę. Nie bardzo, tak trochę.
-Ale ja nie wiem, on powiedział, że on już mnie nie
kocha. Da się szybko w kimś odkochać?
-Przestań
się w końcu przejmować tym żałosnym pajacem. Proszę cię, patrzeć się nie mogę
na te twoje łzy.
-To zakryj oczy, nikt nie każe ci się na mnie
patrzeć.
-Przyznam,
widok ciebie niepłaczącej jest widokiem o wiele lepszym od ciebie płaczącej.
Jest mi teraz smutno razem z tobą.
-Przestaniesz się zgrywać?
-Nie
zgrywam się. Widzę, w jakim jesteś stanie.
-Ciepło u
was?
-Chcesz
przyjechać? Tak, to świetny pomysł, przylecisz do mnie za tydzień na parę dni,
w tym roku miałaś tylko tydzień urlopu, parę dni teraz ci się przyda.
Michał nie słucha moich wyjaśnień, kupuje mi bilety,
które wysyła mi mailem razem ze swoimi głupawymi fotkami. Urlop załatwiam bez
problemu, choć wcale nie jestem przekonana do lotu do Ankary. Nawet w dniu
odlotu nie mam najmniejszej ochoty by zobaczyć się z Michałem, ale Majka sama
mnie pakuje i wręcz siłą zawozi na lotnisko. Żeby moich zawodzeń i nerwów było
mało, w Turcji panuje śnieżyca, przez co samolot nie może wylądować. Nie wiem,
czy bardziej chcę umrzeć w katastrofie lotniczej czy może przeżyć ten kryzys i
żyć dalej, los jednak decyduje za mnie i pozwala po niecałych dwóch godzinach
spokojnie pilotowi wylądować. Zmęczona przedzieram się na lotnisku przez stado
ludzi nigdzie nie widzę Niedźwiedzia, dostrzegam go zdyszanego wbiegającego do
środka, w tej swojej kretyńskiej czapce z daszkiem.
-Ty kurwa zdajesz sobie sprawę, że ja
planowo powinnam wylądować dwie godziny temu, i ty przez te dwie jebane godziny
powinieneś tu na mnie czekać i się kurwa ze mną denerwować?! – warczę.
-A ty widzisz, co się dzieje za oknem? –
Michał niewzruszony moim wybuchem złości próbuje złapać oddech. – Tragedia
jakaś. W ogóle cześć, tęskniłem.
-Po pierwsze co to za czapsko i gdzie masz
coś normalnego, co zakryje ci uszy co by reszta mózgu ci przez nie nie
wyleciała, po drugie ja też odrobinę tęskniłam – przytulam się do niego. Na
dworze nadal panuje śnieżna tragedia, Królowa Śniegu najwyraźniej wspaniale się
bawi, my mniej. Jedziemy ślimaczym tempem, przez które Michał ma okazję raz
jeszcze wypytać o rozstanie i o moje samopoczucie. Gdy chcę ukryć, że nadal
czuję się źle, Niedźwiedź od razu wyczuwa moje kłamstwo i zaczyna swoje wywody.
-Ty też mi gadałaś, kiedy działo się to, co
się działo – mówi.
-Ale ja to ja, a ty to ty – odpowiadam
starając się na próżno dostrzec cokolwiek za szybą samochodu. – No właśnie, co
tam z M…
-Nie będziemy o tym teraz rozmawiać –
przerywa mi. – Jak się najebiemy, to wypytasz mnie o wszystko, co przyjdzie ci
do głowy.
Nie jesteśmy nawet dobrze wstawieni gdy
wracam do tego tematu. Po raz enty w szczegółach analizujemy jego relacje z
Moniką i kwestię dzielenia opieki nad Polą. Rozwalona na fotelu znów wyrzucam
mu, że to, co się między nimi wydarzyło to jego wina, że to on wszystko zepsuł
i nie kiwnął palcem żeby chociaż spróbować coś naprawić.
-Ile razy mam jeszcze powtarzać, że ja nie
chciałem nic naprawiać? – dolewa mi wina i siada naprzeciw mnie na podłodze. – Są
rzeczy, których się nie da naprawić.
-Oho, Miś filozof – przedrzeźniam go. – No
słucham filozofie, co jeszcze dzisiaj wymyślisz.
-Nic nie wymyślę – irytuje się moim
zachowaniem. – Jak przylecę na święta do Polski to chcę się zobaczyć z Polą.
-Takie małe przypomnienie, że ateiści nie
obchodzą świąt religijnych.
-Takie małe przypomnienie, że w mojej
rodzinie tylko ja jestem ateistą. To jest nieważne, chcę spędzić z nią trochę
czasu, mam do tego prawo, to moja córka, nosi moje nazwisko, płacę na nią
alimenty.
-No tak, to ostatnie jest najważniejsze. A
co z ojcowską miłością? Wydaje mi się, że to powinieneś wymienić jako pierwsze,
ale co ja się tam znam, przecież nie mam dzieci.
-Nadal
będziesz mi to wyrzucać? Dlaczego cię to tak wtedy zabolało?
-Nie wiem. Może dlatego, że kiedy próbowałam
bronić Moniki, przypadkiem wyrzuciłeś mi parę innych rzeczy?
Michał milczy, zapewne przypomina sobie
tamtą kłótnię, przez którą nie odzywaliśmy się do siebie przez trzy miesiące.
Potem przyleciał do mnie miesiąc po pobycie w Ankarze i na kolanach błagał bym
o wszystkim zapomniała, bo on mnie potrzebuje. Nie zapomniałam, ale pogodziłam
się z nim. Nie chciałam, żeby przez jedną kłótnię tyle lat trzymania się razem
poszło na marne.
-Lepiej pogadajmy o tym twoim imbecylu, o
tym skończonym, posranym…
-Nie nie nie nie nie nie nie! – zatykam
uszy, byleby nie słyszeć Michała. – Nie będę o nim rozmawiać.
-Niby dlaczego?
-Mam zalać łzami mieszkanie?
-Poczekaj, przyniosę tylko jakieś miski na
te twoje łzy, dwie wystarczą?
-Sądzisz, że twoja chałupka mieści się w
dwóch miskach?
Strasznie bawi nas nasz sarkazm,
śmiejemy się tak bardzo, że oboje zaczynamy płakać. Wstaję z fotela i siadam
przy nim, wtulając się w jego ramiona.
-Bez sensu to wszystko – pociągam nosem. –
Bez sen-su.
-A czy ktoś kiedykolwiek powiedział, że
cokolwiek ma mieć sens? – wzdycha Miś.
-Jeżu i Krystyno, Niedźwiedziu, nie
filozofuj – opieram się brodą o kolana. – Jesteś najgorszym filozofem świata.
-A facetem? Jakim ja jestem facetem?
-No dla mnie całkiem niezłym, chociaż
marudnym, ale spoko, rozumiem, ja też dużo marudzę.
-Ale mi chodzi o to, czy widziałabyś we mnie
potencjalnego kandydata na swojego faceta.
Momentalnie
się prostuję i od razu poważnieję.
-Michale Jakubie, chciałbyś coś mi
delikatnie zasugerować? – pytam ostrożnie.
-Sam nie wiem – Michał wzrusza ramionami.
Muszę teraz wyglądać okropnie, bo Kubiak ma minę, jakby żałował tego, co przed
chwilą powiedział. – Od zawsze bardzo cię lubiłem.
Sięgam po butelkę i szybko wypijam
reszkę wina, która w niej została, tak na odwagę.
-Miszka – chwytam jego twarz w dłonie. – Tyś
chyba do reszty zdurniał.
-Och Je… Matylda, co w tym złego? – mówi
Michał. – Znamy się od pieluch, w piaskownicy pozwalałem ci rzucać w siebie
łopatką i zakładać na głowę wiaderko…
-Za co ty rzucałeś we mnie piaskiem, ale
pomińmy ten drobny szczegół – wtrącam. – Tobie się tylko tak wydaje. Właściwie
to nigdy nie powinieneś wpaść na taki pomysł po tym, co przeszedłeś z Moniką.
-No i co? Ja wiem, o co ci naprawdę chodzi.
-No o co, mądralo?
-O to, że nie związałabyś się ze mną, bo mam
córkę.
-No i miałam rację. Do końca zdurniałeś!
Wstaję i kieruję się do kuchni w
poszukiwaniu kolejnego alkoholu. Michał cierpliwie drepcze za mną, siada pod
ścianą i patrzy się na mnie.
-Naprawdę ci to nie przeszkadza? – pyta.
-Jak zdążyłeś przypomnieć, znamy się tak
długo, że dla mnie to nie byłoby problemem – bez trudu wyciągam korek z
kolejnego wina. – Problemem bylibyśmy my sami. Po prostu nie wyobrażam sobie
nas razem.
-Ale dlaczego? – Michał wyciąga rękę w
stronę trzymanej przeze mnie butelki.
-Nie wiem – siadam na parapecie. – Może
dlatego, że tak długo się znamy?
-To byłby raczej atut, przynajmniej wiemy,
czego się po sobie spodziewać.
-A jeśli by nam nie wyszło, to byłby koniec
nas. Monikę też znałeś od urodzenia i jak widać na załączonym obrazku, happy
endu nie ma.
-Ale jesteś ty. Ty zawsze jesteś.
-Jakby nam nie wyszło, mnie też by więcej
nie było. Pamiętaj o tym.
Ten wieczór nie kończy się na
drugiej butelce wina. Rozkładamy się przed ogromnym telewizorem i z puszką piwa
w dłoni parodiujemy tureckie programy, dopóki Niedźwiedź nie przypomina sobie,
że on, cholera, ma kolejnego dnia mecz, a niestety jest już zdecydowanie zbyt
mocno wstawiony. Z niewielkimi trudnościami bierze prysznic, po czym całuje
mnie na dobranoc w czoło i usypia, skulony na swoim dużym łóżku. Mam jeszcze tyle
siły, by ogarnąć powierzchownie salon i kuchnię, po czym sama idę do prysznic i
kładę się przy Michale.
Gdy
rano się przebudzam, jestem zupełnie sama. Miszka na blacie zostawił mi kartkę,
że po szesnastej wpadnie po mnie żona jakiegoś Kooya, zapewne kolegi z drużyny,
żeby zabrać mnie na halę. Czuję się trochę wczorajsza, robię sobie herbatę,
przy okazji wynajduję w szufladzie jakieś herbatniki, bo na nic innego nie mam
ochoty. Znów pada śnieg, choć teraz na pewno o wiele mniej intensywnie niż
dzień wcześniej. Rozkładam się ze swoim laptopem i uzupełniam dokumenty, w tle
leci muzyka z jakiegoś kanału muzycznego. Wszystko jest w porządku, czuję się
dobrze, do kiedy nie przypominam sobie, że niedawno byłam w związku z Rafałem,
a Michał wczoraj sugerował mi, że moglibyśmy być razem. Od razu bombardują mnie
różne wspomnienia z nimi związane, na przemian śmieję się, płaczę i przy okazji
biję dłonią w głowę, żebym się wreszcie uspokoiła. W końcu spoglądając na zegar
orientuję się, że za niecałe dwie godziny przyjedzie jakaś laska, a ja wyglądam
niczym mara z najgorszego koszmaru. Stoję przed lustrem w łazience i niezdarnie
staram zrobić z siebie porządną kobietę, której Michał nie powinien się aż tak
bardzo wstydzić. Udaje mi się wyrobić przed czasem, zdążam napisać do Majki
krótkiego maila, że jakoś mi się tu żyje, że w sumie jest lepiej, nie płaczę, a
Miszka jest dla mnie dobry. Parę minut później rozdzwania się domofon, więc
grzecznie schodzę na dół, gdzie czeka na mnie jakaś totalnie odwalona brunetka.
-Cześć, Giovanna Kooy.
Wstyd przyznać, ale nie mam pojęcia,
kto to jest ten Kooy. Może to jakiś Turek albo Włoch? Nie wiem. Najlepiej
będzie, jak będę udawać, że wiem.
-Cześć, Matylda Małecka, przyjaciółka
Michała.
Wymieniamy się uściśnięciem dłoni, po
czym wsiadamy do samochodu Giovanny. Prowadzimy dość luźną rozmowę, w której
dowiaduję się, kim dokładnie jest jej mąż i czym ona sama się zajmuje. Jest
dość miła, jednak gdybym miała z nią obcować na co dzień, chyba bym na nią
uważała. Może i nie bywam często na meczach siatkówki, ale pierwsze, co po
dotarciu na miejsce rzuca mi się w oczy, to bardzo mała ilość kibiców. W Polsce
nieważne, jakie drużyny by ze sobą nie grały, na sto procent hala byłaby
zapełniona chociaż w połowie. Ze składu Ankary oprócz Miśka oczywiście, kojarzę
jeszcze Travicę. Przyjaźniąc się z Michałem trudno byłoby mi go nie kojarzyć.
Kubiak nadał mu szlachetny przydomek ‘Kurwica’, którego używał przy każdej
nadarzającej się do tego okazji. Odkąd Miś dowiedział się, że Dragan przychodzi
do jego klubu, postanowił zwalczyć swoją niechęć do siatkarza i jakoś mu to
nawet wychodzi. Mecz z Izmirem Halkbank wygrywa całkiem gładko, pomimo utraty
drugiego seta. Niedźwiedź jest łagodnym niedźwiedziem, chętnie się tuli i
szeroko uśmiecha, z radością oznajmia też, że idziemy z jego kolegami z klubu
na kolację. Znów zostaję sama z Giovanną, która najwidoczniej postanowiła się
ze mną zaprzyjaźnić. Bardzo się cieszę, gdy w restauracji udaje mi się siąść
spory kawałek od niej i jej męża. Zamiast nich towarzystwa dotrzymuje nam
Dragan. Jestem zaskoczona sposobem, w jaki on i Michał się dogadują. Skupiam
się na jedzeniu, co raz coś tam się odzywam i jest całkiem spoko, dopóki Miszka
nie idzie do łazienki, zostawiając mnie samą z Travicą.
-Jesteś bardzo ładna, wiesz? – jego dłoń
styka się z moją. Chryste, znaczy się Niedźwiedziu, wracaj w tej chwili!
-Dzięki – delikatnie cofam dłoń i układam ją
na kolanie. – To miłe.
-Naprawdę jesteś niesamowita. Odkąd
zobaczyłam cię na trybunach wiedziałem, że nie jesteś zwykłą dziewczyną.
Jak
Michał wróci, to ty będziesz miał niezwykłe limo pod okiem, ziomuś.
Uśmiecham się nerwowo i próbuję dzielnie przyjąć kolejną dawkę komplementów od
Dragana, który nawet pomimo powrotu do stołu Miśka, dalej niestrudzenie stara
się wywrzeć na mnie wrażenie. Jak z początku mnie to irytowało i zawstydzało,
tak teraz mnie to bawi, bo Michał siedzi naburmuszony i milczy, wybucha złością, dopiero gdy Travica proponuje mi drinka u niego w mieszkaniu.
-Żadnego drinka nie będzie, my wracamy do
domu! – Michał gwałtownie podnosi się z krzesełka i ciągnie mnie za sobą.
Niedźwiedź jest teraz prawdziwym groźnym niedźwiedziem, ja jestem bliska płaczu
ze śmiechu i jego miny w ogóle na mnie nie działają. Wciąż się śmieję gdy
jedziemy samochodem i gdy wchodzimy do mieszkania. Przestaję się śmiać, kiedy
Michał mocnym ruchem przypiera mnie do ściany i bez słowa zaczyna mnie całować.
- - - - - - - - -
oni są przesłodcy, prawda?
och, co za stanowczy Niedźwiedź!
OdpowiedzUsuńSil, zrobiłaś mi dzień!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze jesteś najlepsza, że dodałaś Niedźwiedzia. Pokochałam Twojego Niedźwiedzia miłością czystą i dozgonną. Oni są przesłodcy, masz rację. Michał ma u mnie szacun za to przyparcie do ściany, bo tak powinien zrobić każdy szanujący się Niedźwiedź w takiej sytuacji. Szacun na dzielni, Michał, jeszcze raz!
Po drugie - prawdopodobnie nie powinnam tego tutaj pisać - tak się stęskniłam za moim Travicą, że będę przez następny tydzień szczęśliwa z powodu jego obecności tutaj! I Niedźwiedź bardzo dobrze go nazwał! Mnie trafiła Kurwica (albo jednak kurwica?), kiedy dowiedziałam się, że będzie kumplem naszego Miśka z zespołu. Bo - halo - ja miałam z inso plany, że przetransportuję się do Rosji (nawet język ogarniam), zostanę rosyjską prostytutką i potem będę miała kolorowe życie z Draganem. No i co? No i ja sobie pojechałam na wczasy w góry, a on podpisał kontakt z Halkbankiem. Koniec love story, bo tureckiego się nie będę uczyć. Gdzie tu sprawiedliwość, ani na chwilkę go z oczu spuścić nie można.
Po trzecie - dodaj nam kolejnego Niedźwiadka jak najprędzej, bo nie wytrzymam z napięcia, które wywołuje u mnie pytanie "Czy Kubi dostanie w ryj?"
Wróciłam sprawdzić, czy po całym opakowaniu "Grypostopu" nie napisałam strasznych głupot, ale po kontroli stwierdzam, że nie są aż takie straszne.
UsuńI dalej kocham Niedźwiedzia ♥
Jakie cudne misie czekoladowe. Nadziewane alkoholem.
OdpowiedzUsuńWięcej !!!
<3
O tak, są przesłodcy. Zaskoczyło mnie trochę, że Rafał zerwał z Matyldą. Z jednej strony to takie normalne wyjaśnienie, że już nie kocha Matyldy, ale jednocześnie mam wrażenie, że tu chodzi o coś więcej. Travica-Kurwica to najlepsze przezwisko ever, płaczę ze śmiechu! :D No a na końcu to już w ogóle ogień, ciekawe co z tego wyjdzie!
OdpowiedzUsuń