Bezsenność w Warszawie (II)

dla lepszego zrozumienia Laury - Bellona to w mitologii rzymskiej bogini wojny


Szedłem wzdłuż twojego ciała 
Przyjmując jego zawiłości

     - A ty wiesz, że Antonin wziął ślub z Lili?
   - No co ty, naprawdę?
            Zaskoczona sięgam po swój kieliszek wina. Od dwóch godzin opowiadamy sobie z Guillaumem co się działo u nas i u naszych znajomych przez te sześć lat, ale ta wiadomość zaskoczyła mnie chyba najbardziej. Antonin dojrzał do małżeństwa, kto by pomyślał! Dość dobrze zdążyłam poznać specyficzny jego charakter i skłonność do flirtu. Kiedy wróciłam do Poitiers, nawet mnie sobie nie darował. Ze względu na znajomość z Lili i ledwie co zakończony związek z Samicą, musiałam robić dobrą minę do złej gry i jak najbardziej delikatnie uświadamiać mu, by dał sobie spokój. Nie wspominam o tym, nie sądzę, że to coś, o czym Guillaume powinien wiedzieć. Pytam za to o całą ceremonię ślubu Antonina i Lili i o parę innych niezbyt istotnych szczegółów.
 - Powiedz mi, dlaczego my się właściwie rozstaliśmy? - Guillaume rozlewa do resztki wina do kieliszków. Nie mam pojęcia, co powinnam odpowiedzieć.
 - Nie wiem – mówię po chwili zastanowienia. - Brakowało mi w tobie jakiejś nuty szaleństwa. Zawsze byłeś przewidywalny, nigdy nie zrobiłeś niczego szalonego, nigdy nie poświęciłeś się dla mnie.
 - Naprawdę sądzisz, że się dla ciebie nie poświęcałem? A Poitiers? – Samica poważnieje.
 - Parokrotnie powtarzałeś, że przechodzisz tam ze względu na bardzo dobry kontrakt i świetną drużynę – przejeżdżam opuszkiem palca po krawędzi kieliszka, bojąc spojrzeć mu się w oczy. - Nawet razem nie zamieszkaliśmy.
  - Bo ty nie chciałaś ze mną mieszkać!
  - Bo nawet się mnie o to nie spytałeś!
  - Przesadzasz.
  - Nie wydaje mi się. To ja poświęciłam się dla ciebie, wyjechałam z tobą do Włoch i do Polski. O ile we Włoszech było między nami dobrze, to tak w Polsce chyba zapomniałeś, że masz dziewczynę.
  - O czym ty w ogóle mówisz?! – Guillaume parska ze złością. Wstaje od stołu i zaczyna nerwowo chodzić po pokoju, nie spuszczając ze mnie wzroku.
  - Spytałeś się mnie dlaczego się rozstaliśmy, to ci mówię jak to wyglądało z mojej perspektywy – bezskutecznie staram się zachować spokój. Wbijam paznokcie w dłonie, szykując się na odparcie jego ataku.
  - Może byśmy się nie rozstali gdybyś była bardziej wyrozumiała?
  - Według ciebie nie byłam wyrozumiała? Chwilami byłam aż zbyt wyrozumiała, wiele razy zaciskałam zęby i nie mówiłam nic, chociaż powinnam była się odezwać. I czekałam, czekałam na to, aż w końcu dorośniesz i przestaniesz żyć głównie tylko dla siebie.
  - Czasem mówiłaś zdecydowanie za dużo, a czasami nie odzywałaś się w ogóle i nawet nie raczyłaś mi wytłumaczyć, a co ci tym razem chodzi. Pominę fakt, że zwykle robiłaś wielki dramat z niczego, chyba tylko po to, żeby się pokłócić.
  - Skoro chciałeś to pominąć, to po co o tym mówisz? Poza tym, Anne musiała być tak samo okropna, skoro z nią też ci nie wyszło…
 - Ty jesteś jakaś nienormalna!
 - Sam zacząłeś!
            Guillaume wychodzi bez pożegnania. Pusta butelka po winie głośno roztrzaskuje się o ścianę. Burza wewnątrz mnie cichnie, zanim na dobre się rozpoczęła.
           
Zawsze, gdy coś nie szło po mojej myśli albo się czegoś bałam, z czymś sobie nie radziłam, uciekałam od problemu. Udawałam, że nic się nie dzieje, że sama sobie dam radę, choć w środku, nawet jeśli to była mała głupota, rozpadałam się na kawałki. Dwie noce po nieudanym wieczorze z Guillaumem spałam bardzo kiepsko, bo przeżywałam wszystko, co mi powiedział i co ja mu wygarnęłam. Nie umiałam przyznać się przed dziewczynami, że jego powrót mocno mnie poruszył. Opisałam nasze spotkanie krótkim „To była totalna porażka”, nic więcej nie mówiąc. Właściwie nie było o czym mówić. Kłótnia, którą wywołałam swoją nadmierną szczerością, jest jedynie potwierdzeniem mojej nieudolności. Pierwszy raz tak naprawdę żałowałam zabawy w Bellonę.
Kolejny wieczór z rzędu spędzam sama. Dziewczyny namawiały mnie na wyjście do klubu, ale nie miałam na to ochoty. Z kubkiem herbaty siedzę przed telewizorem, próbując cokolwiek zrozumieć, kiedy to słyszę dzwonek do drzwi. Widok Guillaume’a z jakiś powodów zupełnie mnie nie dziwi.
   - Przyjechałem, bo ta kłótnia to moja wina i muszę cię przeprosić – wyznaje. – No więc przepraszam. Sam się spytałem, dlaczego według ciebie się rozstaliśmy i zamiast wziąć twoją odpowiedź na klatę, zachowałem się jak debil. Spodziewałem się innej odpowiedzi.
   - Jakiej? – mrużę oczy. – Że po prostu nam nie wyszło?
     Guillaume kiwa głową.
   - Właściwie to miałaś rację. To ja nawaliłem. Ja nie wiem, dlaczego zachowywałem się jak samolub…
   - Wejdziesz do środka czy dalej będziesz się spowiadać na klatce? – pytam rozbawiona jego samobiczowaniem. Samica wchodzi za mną do salonu, gotowy ponownie się kajać, ale przerywam mu, częstując go papierosem. Oparci o barierki balkonu nie mówimy nic, tylko patrzymy na usypiającą Warszawę.
   - To na czym skończyłeś swoje wyznawanie grzechów? – przerywam ciszę między nami. Guillaume strąca popiół do popielniczki, po czym delikatnie zakłada mi kosmyk włosów za ucho.
  - Na tym, że w naszych kłótniach, w tej ostatniej też, to ty miałaś rację. Zaniedbywałem cię. Po ostatnim spotkaniu byłem na ciebie wściekły. Miałem wrażenie, że w ogóle nie dostrzegasz swojej winy, tego, że wiele razy byłaś chłodna i milcząca. Próbowałem przypomnieć sobie wszystkie złe sytuacje między nami i zrozumiałem, że to była twoja reakcja na moją nieobecność.
     Doktor Guillaume Samica wystawił dość trafną diagnozę. Szkoda tylko, że dopiero po sześciu latach.
    - Trochę mnie zaskoczyłeś – wyznaję. – Ale masz rację. Więcej cię nie było niż byłeś, ja się irytowałam… Nasze rozstanie nie jest tylko twoją winą, ale i moją. W pewnym momencie odpuściłam, nie interesowały mnie twoje wyjaśnienia, ty sam przestałeś mnie interesować. Rozstanie z tobą przyszło mi więc naturalnie, wręcz cieszyłam się, gdy uznaliśmy, że nie ma sensu dłużej tego ciągnąć. Na początku czułam się dobrze, ale gdy zaczęłam pracę w Stade, brakowało mi ciebie.
   - Ja za tobą też tęskniłem – Guillaume gasi papierosa. – Dlatego teraz nie chcę nic między nami zepsuć.
   - To co powiesz na spacer po Starówce?
     Sami się zgadza, dlatego szybko się przebieram, poprawiam makijaż i sprawdzam, jak najwygodniej będzie nam tam dojechać. W ostatniej chwili wpadamy do tramwaju, przy czym o mało co nie łamię sobie obcasa. Problemy ze szpilkami mam także na kocich łbach, co niesamowicie bawi Guillaume’a.
   - To nie jest śmieszne! – prycham, trącając go łokciem w bok. – Specjalnie je założyłam, by nie być przy tobie zbyt niska.
   - Co za poświęcenie, panno Léger!
   - Myślę, że pan, panie Samica, poświęcił się bardziej, pierwszy wyciągając rękę na zgodę – mówię, starając się zachować powagę. – Jeszcze zaraz pomyślę, że pan wydoroślał!
   - Bardzo śmieszne – krzywi się Guillaume, oczywiście jak zwykle biorąc wszystko zbyt do siebie.
   - Jeszcze może się teraz obraź – przystaję w miejscu, czekając na jego reakcję. Samica wzdycha i rzuca jakimś kiepskim żartem o moim trudnym charakterze. Powstrzymuję się od odpowiedzenia mu czymś naprawdę trafnym, by Piotruś Pan nie popadł w dalsze kompleksy. Zamiast tego proponuję knajpę, która od razu wpadła mi w oko. Zamawiamy po szklance pszenicznego piwa i po talerzu przekąsek, powoli wracając do luźnych tematów. Głównie porównujemy życie w Polsce do życia we Francji i jak się okazuje, nasze obserwacje są podobne. Na jednym piwie się nie kończy, zamawiamy kolejne, obserwujemy ludzi w lokalu i dorabiamy im różne historie. Zawsze tak robiliśmy, gdy gdzieś razem wychodziliśmy.
   - Chciałbym cię o coś spytać – Sami odstawia pustą szklankę na bok. – Kiedy spotkaliśmy się drugi raz, wtedy, kiedy przyszedłem do ciebie pod pracę, powiedziałaś, że w Paryżu chodziłaś do terapeuty. Dlaczego?
   - A dlaczego chodzi się do terapeuty? – zaczynam bawić się słomką. – Nie czułam się dobrze ze sobą.
     Wstydzę się z nim o tym rozmawiać. Cała moja pewność siebie znika, zagryzam wargi, na szybko próbując znaleźć jakiś zastępczy temat.
   - O tym wspominałaś. Nie rozumiem tylko dlaczego tak się działo.
   - Mógłbyś nie drążyć? Nie chcę o tym rozmawiać.
   - Laura, to moja wina, tak?
   - Nie nazwałabym tego twoją winą.
   - A czyją?
   - Swoją. Zwykle mówiłam ci, że to ty wszystko brałeś do siebie, dzisiaj też tak o tobie pomyślałam, ale to ja jestem mistrzynią w wyolbrzymianiu wszystkiego i nawet z małej uwagi czy głupiej sprawy potrafiłam zrobić samej sobie koszmar. Sama sobie fundowałam horrory, skoki nastrojów i wielogodzinne płacze. Właściwie wszystko zaczęło się od mojej rodziny. Wiele razy dziwiłeś się mi, że nie wierzę w siebie choć na to zasługuję, że nie widzę swoich dobrych stron. Na sesjach terapeutka uświadomiła mi, że to głównie przez rodziców. Rzadko mnie chwalili, zwykle krytykowali mój wygląd, moje wybory, poglądy, w wielu sprawach nawet nie starali się mnie zrozumieć. Nie czułam ich wsparcia. Pewnie, nie zawsze tak było, ale czasem nie zachowywali się jak rodzice. Potem pojawiłeś się ty, w tobie próbowałam znaleźć wszystko to, czego nie mogłam znaleźć w domu. Chciałam cię mieć na własność, bo przy tobie czułam się bezpieczna, znosiłeś mój charakter i zawsze starałeś się mi pomóc, nawet gdy sama musiałam poradzić sobie z problemem. Kiedy wychodziłeś gdzieś z chłopakami z klubu, irytowałam się. Nie mówiłeś, gdzie idziesz i o której wrócisz. Okej, w Poitiers to znosiłam – nie mieszkaliśmy razem, a ja miałam tam znajomych. We Włoszech i w Polsce, gdzie prawie nikogo nie znałam, nie mogłam tego znieść. W Polsce zacząłeś się dla mnie stawać zupełnie obcym człowiekiem. Byliśmy razem, ale jednak osobno. Ty miałeś siatkówkę, ja siedziałam w domu i nie robiłam nic, bo nie miałam co w Polsce robić. Nie zwracałeś na to uwagi, przecież twoja kariera była najważniejsza, a skoro z tobą byłam, musiałam się z tym pogodzić. Wszystkie partnerki siatkarzy tak robią. Ja nie chciałam. Jeśli ty stawiałeś siebie na pierwszym miejscu, nie patrząc na to, co myślę o twoich siatkarskich wyborach, to ja musiałam nauczyć się tego samo. Teraz już rozumiesz, dlaczego powiedziałam ci, że się dla mnie nie poświęcałeś?
     Guillaume milczy. Czuję niewyobrażalną dumę z siebie, bo nie dość, że wreszcie mu to powiedziałam, to nie przemieniłam się ani w wodospad, ani w Bellonę. Nie wiem, co bardziej mnie cieszy.
   - To było dość mocne wyznanie – Samica mruży oczy.
   - Sam chciałeś to wiedzieć – wzruszam ramionami.
   - A teraz jak się czujesz?
   - Dobrze. Przestałam się wstydzić swoich emocji. Jeśli chcę płakać, to płaczę, jeśli jestem zła, to tego nie ukrywam. W środku mocno się uspokoiłam. Ale przyznam, zresztą już ci to mówiłam, trochę namieszałeś mi swoim powrotem.
   - Jak cię zobaczyłem w windzie…
     Nie wiem, czy jestem biała jak kreda, czy może czerwona jak burak. Lauro, oficjalnie mianuję cię Królową Żenady!
   - Zatkało mnie na twój widok – chowam twarz za włosami, ignorując śmiech Samika. – W ogóle się ciebie nie spodziewałam.
   - Ja ciebie też się nie spodziewałem, szczególnie po twoich marudzeniach, że Polska jest beznadziejna – Guillaume powoli odsuwa mi kosmyki włosów. – Nawet byłem ci wdzięczny, że nic się nie odezwałaś. Postanowiłem cię ignorować, nie myśleć o tobie. Nie udało się. Kiedy zobaczyłem cię jeszcze raz, tu możesz się śmiać, ale wziąłem to za znak. Resztę historii znasz.
     Uśmiecham się nieznacznie, przytakując mu. Siedzimy jeszcze przez godzinę, potem wracamy do domów. Od tego spotkania kontaktujemy się codziennie – jeżeli nie mamy czasu się spotkać, to smsujemy albo dzwonimy do siebie. Dzisiaj to ja przyjeżdżam do Guillaume’a. Po godzinie siedzenia i gapienia się w telewizor, bo Samica woli pisać z kolegami z drużyny, mam dosyć.
   - Co tam? – pyta nagle Guillaume, odrywając wzrok od ekranu komórki. Nie patrzę na niego, próbuję stłumić moją wewnętrzną Bellonę.
   - Nic – odstawiam pusty kubek po herbacie na stolik.
   - Coś się stało?
   - Stanie się, kiedy wyrwę ci z rąk telefon i wypieprzę go przez okno – warczę.
   - Ale o co ci chodzi? Przecież ty oglądasz telewizję.
   - A co mam innego robić, skoro ty siedzisz i piszesz z kumplami? – prycham, pozwalając Bellonie mówić za mnie. – Aż tak jestem nudna, że wolisz przy mnie z nimi pisać? To może lepiej wrócę do siebie.
   - Przestań, Laura – Guillaume delikatnie łapie mnie za nadgarstek. – Po prostu się zagadałem z nimi, przepraszam. Już odkładam telefon.
     Na potwierdzenie swoich słów Sami kładzie telefon na parapet. Przygląda mi się przez krótką chwilę, po czym prosi, bym wyszła do jego sypialni. Trochę zdziwiona spełniam tę prośbę, jednak stoję przy drzwiach i podsłuchuję, jak krząta się po salonie. Po paru minutach woła mnie do siebie.
   - Ostatnio mówiłaś, że chciałabyś trochę potańczyć, a wiesz, że ja nie bardzo lubię włóczyć się po klubach, no więc no… zatańczymy?
     Guillaume poprzesuwał wszystkie meble pod ścianę, a na parapecie porozstawiał małe świeczki i olejek zapachowy. Śmieję się i wcale nie ukrywam, że mi tym odrobinę zaimponował. Samik włącza dobrze znaną mi płytę i wyciąga dłoń w moim kierunku.
   - Laura, bo ja ci muszę coś powiedzieć, tylko nie wiem jak – wzdycha. Próbuje odwrócić głowę, by uniknąć mojego wzroku, ale nie pozwalam mu, przytrzymując palcami jego brodę.
    - Najlepiej prosto z mostu – mówię. – Trochę mnie tym zaniepokoiłeś, więc skoro zacząłeś, to teraz skończ.
     Guillaume bierze głęboki oddech i mocniej ściska moją dłoń.
    - Mi wciąż na tobie zależy. Nie chcę cię drugi raz stracić.  Jestem gotowy pokazać ci, że dojrzałem, choć pewnie nadal myślisz inaczej. Chciałbym dostać od ciebie drugą szansę. Spróbujemy jeszcze raz?
     Nie mogę nic z siebie wydusić. Boję się, że wrócimy do starych schematów, ale z drugiej strony, na nowo się do niego przyzwyczaiłam. Choćbym nie wiem jak się temu opierała, muszę przyznać, że nikt się z nim nie równa. Nieświadomie próbowałam go zastąpić, ale jego nie da się zastąpić. Powoli dotykam opuszkami palców jego twarzy, rysuję kontur jego warg, jego kości policzkowych.
   - Spróbujemy – uśmiecham się, czując pod palcami, jak jego mięśnie się rozluźniają. Bo żaden ekspres nie poprowadzi mnie do szczęścia i żaden statek tam nie popłynie, oprócz niego. 

- - - - - - 

Za tę koncertowo spieprzoną końcówkę powinnam schować się ze wstydu pod łóżko. Bardziej nasłodzić nie mogłam.

Komentarze

  1. przestaaaaań, końcówka jest bardzo urocza i bardzo optymistyczna. a wyznanie Laury było bardzo szczere i poruszające.

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat taka słodkość jest słodkością optymalną. W złoty środek. Podoba mi się bardzo. Brawo.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sve će to, o mila moja, prekriti ružmarin, snjegovi i šaš (III)

It's four in the morning the end of December, I'm writing you now just to see if you're better

Sve će to, o mila moja, prekriti ružmarin, snjegovi i šaš