Sve će to, o mila moja, prekriti ružmarin, snjegovi i šaš (II)

żeby zrozumieć tę część, najlepiej jest przed przeczytaniem zerknąć do pierwszej z tych trzech historii
małe wyjaśnienie: brodarica to serbsko-chorwacki demon z wierzeń słowiańskich, ukryty pod postacią kobiety, który strzegł zbiorników wodnych przed człowiekiem




            Belgrad jest dla mnie tak samo ważny jak Kraljevo. Modena to wciąż tylko przystanek, port, do którego chwilowo zawinęłam. Lubię to miasto, ale zupełnie nie umiem poradzić sobie z tęsknotą za Serbią. Wszędzie szukam chociaż cząstki mojej ojczyzny, czegoś, co będzie jej substytutem. Gdyby nie to, że Uroš i reszta grają we Włoszech, chyba bym zwariowała. Luca jest jedyną rzeczą, która mnie tam trzyma. To wszystko w ogóle jest bardzo śmieszne, bo kiedyś strasznie chciałam wyjechać z Serbii i zamieszkać we Włoszech, chciałam podróżować, poznawać ludzi. Kiedy już mi się to udało, okazało się, że wcale nie tego chciałam. Dopiero teraz dojrzałam do tego, czego tak naprawdę w życiu potrzebuję i do tego, czym jest dla mnie dom.
Lot do Belgradu mija mi spokojnie. Biorę swoją walizkę, łapię taksówkę i jadę na cmentarz położyć róże na grobie Mili. Trochę ogarniam nagrobek, wyrzucam zwiędłe kwiaty i próbuję jeszcze raz zapalić znicze, które zgasły, potem siadam na walizce i opowiadam Mili o paru mniej lub bardziej istotnych rzeczach. Srećko mówi, że dla mnie i Aleksa Mila jest Aniołem Stróżem. Nie wiem, gdzie teraz jest, czy gdziekolwiek teraz jest, ale potrzebuję wierzyć, że nie zostawiła nas samych i gdzieś nad nami czuwa. Z przystanku spod cmentarza wsiadam w autobus, który podjeżdża blisko mieszkania Sanji. Nie mówiłam jej, że przylatuję do Serbii, więc w ogóle się mnie nie spodziewa. Ostatnio twierdzi, że czuje się już dobrze, że wizyty u psychologa dają efekty, ale kiedy tylko otwiera drzwi wiem, że jest zupełnie inaczej. Sanja jest blada i jeszcze chudsza niż kiedy ją widziałam ostatni raz, ponad miesiąc temu.
 - Mam dzisiaj słabszy dzień – tłumaczy niechętnie. – Ale pojutrze przyjeżdża moja mama z dziewczynkami, więc obiecuję się ogarnąć.
 - Więc do tego czasu zostaję z tobą – oznajmiam.
    Sanja uśmiecha się i proponuje mi kawę.
 - No dobrze, wiem, że przyjechałaś z troski o mnie, ale wzięłaś zdecydowanie za dużą walizkę – zauważa. – Nadal jest źle?
 - Daj spokój – wzruszam ramionami. – Cały czas kręci się ta Gina, której Luca nie umie, a może nawet i nie chce odpędzić…
 - I go z tym tak zostawiłaś? Przecież ona ma teraz pełne pole do popisu.
 - Od pół roku ona nie robi nic poza popisywaniem się – wzdycham, idąc za Sanją do kuchni. – Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć.
 - Że Gina może ci odbić Lukę tak jak Jovana mi Nikolę.
 - Jeżeli tak się stanie to będzie to tylko znaczyć, że on nie jest mnie wart.
   Sanja doskonale rozumie moją aluzję, bo nie kontynuuje tego tematu i pyta, dlaczego jeszcze przyjechałam do Serbii.
 - Muszę odczarować Dunaj – mówię. – Chciałabym pójść do zagajnika bez płaczu i odruchów wymiotnych.
 - Chcesz sama tam iść? – Sanja spogląda na mnie z niedowierzaniem, ale ja pewnie kiwam głową. – Może powinnaś jeszcze pogadać o tym ze swoim psychologiem?
 - Nie. To jest jedna z rzeczy, z którymi muszę się uporać sama.
 - Jesteś pewna? Moim zdaniem powinnaś to zrobić razem z Aleksandarem.
 - Nie ma mowy. Jak jesteśmy razem i ktoś wypowie jej imię, to od razu zaczynamy płakać. Parę razy próbowaliśmy, nie udało się, więc zrobię to sama.
   I robię. Kolejnego dnia, kiedy Sanja idzie na wizytę do psychiatry, ja wybieram się nad Dunaj. W mojej głowie od razu mam obraz wydarzeń z poprzedniego lata, kiedy po trzech tygodniach poszukiwania Mili, kolejny wieczór z rzędu poszłam z Aleksem nad rzekę z nadzieją, że ona tam siedzi. Na miejscu zamiast niej była policja, karetka i tabun ludzi. Aleksandar kazał mi stanąć w miejscu, sam poszedł zobaczyć co się dzieje. Jego przeraźliwego krzyku nie zapomnę do końca życia. Przecieram kolejne łzy, staram się unormować oddech i idę dalej, aż docieram do zagajnika. To było ulubione miejsce Mili; kiedy nie była w domu, zwykle bez problemu można było ją tu znaleźć. Mila należała do wody, przynajmniej tak sama o sobie mówiła. Gdy nie spędzała czasu na pływalni, siedziała nad Dunajem albo Sawą. Aleksandar śmiał się, że w poprzednim wcieleniu na pewno była brodaricą, więc jest skazana na wodę. Nie mylił się. Wszystkie wspomnienia związane z Milą wracają ze zdwojoną siłą, siadam w zagajniku i pozwalam sobie na łzy. Tęsknię za nią. Nigdy nie nazywałyśmy się przyjaciółkami, ale byłyśmy ze sobą blisko – czasem wystarczyło jedno spojrzenie, by druga wiedziała, o co chodzi pierwszej. Mila mi ufała, mówiła mi o wielu rzeczach, ale tak naprawdę całkowicie ufała Aleksowi. Wcale mnie to nie dziwi, znali się od małego, kiedyś nawet byli sąsiadami, właściwie od zawsze byli nierozłączni. Po pogrzebie Bata powiedział, że równie dobrze on też może już umrzeć, bo razem z nią umarła część niego. Zaprowadziliśmy go ze Srećko do psychologa, staraliśmy się nim zajmować, ale uparcie odmawiał jakiejkolwiek pomocy. Trener reprezentacji uznał, że w takim stanie nie ma sensu go męczyć, więc Aleksandar zamknął się w domu swoich rodziców. Mniej więcej miesiąc po śmierci Mili sam z siebie zadzwonił po mnie. Postanowiliśmy pójść do zagajnika, ale nie daliśmy rady nawet dobrze dojść nad Dunaj. Siedliśmy gdzieś po drodze i płakaliśmy, nawet nie wiem ile. Co raz zaczepiali nas ludzie z pytaniem, czy wszystko w porządku. Przez płacz nie mogliśmy nic mówić, więc odchodzili, czasem ktoś dał nam chusteczki albo poklepał po ramieniu. Potem próbowaliśmy razem jeszcze kilka razy tu przyjść, ale wciąż nie dawaliśmy rady. Wreszcie zrobiłam to ja i to chyba jedyna rzecz, która mi się w ostatnim czasie udała. Czuję ulgę, pewien rodzaj spokoju, którego od bardzo dawna szukałam. Przestaję płakać, odmawiam krótką modlitwę i wracam do mieszkania Sanji.
 - Jak się czujesz? – pyta mnie od progu Sanja.
 - Dobrze – odpowiadam, ale chyba ta odpowiedź, ze względu na moje zaczerwienione od płaczu oczy, nie bardzo ją zadowala. – Naprawdę dobrze się stało, że poszłam tam sama.  Nic się nie działo, nikt mnie nie zaczepiał, wypłakałam się w spokoju. A tobie co powiedział psychiatra?
 - Chwilę pogadał i wypisał kolejną receptę, nic nowego, poza tym nie zmieniaj tematu – Sanja patrzy na mnie poważnie. – Zrobiłaś coś ważnego…
 - Tak, to było ważne i teraz czuję się lepiej – przerywam jej. – Nie chcę o tym na razie rozmawiać.
   Do mojego wyjazdu z Belgradu żadna z nas nie mówi o swoich uczuciach. Oglądamy telewizję, spacerujemy po mieście, wychodzimy na kolację, ale zachowujemy się tak, jakby nasze problemy nie istniały. Dopiero gdy wsiadam do autokaru do Kraljeva Sanja prosi, bym zadzwoniła do niej po mojej wizycie u psychologa. Kupuję bilet, siadam za kierowcą i odmachuję dziewczynkom i Sanji. Kierowca jest wielkim miłośnikiem jugosłowiańskiej muzyki, która towarzyszy nam w trasie. Opieram głowę o szybę, bezgłośnie śpiewam większość z tych piosenek. Nagle zauważam, że przygląda mi się chłopak siedzący kawałek dalej. Uśmiecha się do mnie, ale ja się peszę i od razu odwracam wzrok. Żeby się czymś zająć decyduję się zadzwonić do Luki i spróbować z nim normalnie porozmawiać. Luca nie odbiera, co nawet mnie nie dziwi; po przylocie do Belgradu wymieniłam z nim tylko parę krótkich smsów. Widać, jak bardzo go jeszcze obchodzę i że ważniejsze ode mnie jest jego zranione ego. Kiedy dojeżdżamy, szybko wychodzę z autokaru, zabieram swoją walizkę i nie oglądając się za siebie, idę do domu. Od wyjazdu rodziców do dziadków dom stoi pusty i nikt do niego nie zagląda. Nie otwieram okien, nie podnoszę żaluzji, zostawiam walizkę na środku korytarza i kładę się pod kołdrę w swoim pokoju. Nie przeszkadza mi to, że jest duszno, że lodówka jest pusta i że powinnam sprawdzić, czy wszystko z domem jest w porządku. Podciągam kolana pod klatkę piersiową, głęboko oddycham, starając się złapać zgubioną życiową równowagę. Traktuję się tak, jakbym chciała traktować swoją córkę – jestem dla siebie bardzo łagodna i spokojna, do niczego się nie zmuszam. Skupiam się na oddychaniu, ostre krawędzie złych myśli rozmywają się, zostaje tylko ja i mój oddech. Gdy wychodzę spod kołdry, jest godzina dwudziesta trzecia. Na ekranie telefonu widnieje paręnaście nieodebranych połączeń od Uroša, Srećka i Aleksandara, ale żadne od Luki.
   Kolejne wyjście do psycholog przychodzi mi z trudem. Na śniadanie jem małą paczkę herbatników znalezioną w szafce i piję herbatę. To moja piąta wizyta u tej psycholog i do tej pory nie usłyszałam nic znaczącego. Przez wszystkie cztery spotkania tylko siedziałam i opowiadałam o moim życiu, od pierwszych wspomnień aż do teraz. Jak zwykle na początek kobieta częstuje mnie herbatą i pyta, co działo się od ostatniej wizyty. Tym razem strasznie mnie to irytuje i skracam swoją opowieść do minimum, chociaż wcześniej opowiadałam dość długo i szczegółowo. Potem, co mnie trochę zaskakuje, psycholog prosi mnie, żebym napisała to, co nie pasuje mi we mnie, w Luce i w mojej rodzinie. O sobie piszę wiele. Wszystko odkładam na później, bo obowiązki i ważne rzeczy do zrobienia mnie przerastają. Coraz trudniej jest mi wyjść z łóżka, motywuję się tymi obowiązkami, ale i tak nie robię nic. Nie jestem odpowiedzialna. Nie wiem właściwie, czego chcę od życia, bo tak naprawdę to się życia boję. Cały czas jestem smutna i tego nie rozumiem, ale przy innych rzucam jakimiś kretyńskimi żartami i udaję zadowoloną. Wciąż płaczę, czego też nie rozumiem. Boję się rozmów przez telefon. Chwilami boję się tłumów, szczególnie w supermarketach. Raz tak się wystraszyłam, że byłam gotowa zostawić koszyk z zakupami na środku sklepu i z niego uciec. Przestaję jeść – zaczynam wyrzucać dopiero co zrobione jedzenie, dwa razy nawet je zwymiotowałam; są dni, kiedy prawie nie jem albo, i nie wiem, co jest gorsze, jem zdecydowanie za dużo. Nie potrafię znaleźć w sobie pozytywnych rzeczy. Nie mogę znaleźć pracy. Nie mam żadnych talentów. Wciąż czuję się niewystarczająca, niepełna.
O Luce piszę, że przestałam mu mówić o ważnych rzeczach. Nawet nie wiem kiedy tak naprawdę to się stało, miałam dość słuchania będzie dobrze, bo jakby miało być dobrze, to bym tu właśnie nie siedziała i o tym nie pisała. Że oddaliliśmy się od siebie. Że jestem zazdrosna o jego sukcesy i nie umiem się z nich cieszyć, podczas gdy ja tkwię w miejscu i nie bawi mnie rola nic nierobiącej partnerki siatkarza. Że mam wrażenie, że przestał mnie słuchać. Że nie mówi, jak jestem dla niego ważna i że mnie kocha, a skoro tego nie mówi, to chyba jest już inaczej.
O rodzinie jest jeszcze trudniej pisać. Największy żal do rodziców mam o to, że mnóstwo spraw było tematem tabu, nawet rozwód Nikoli też się nim stał. Od zawsze nie umieli ze mną normalnie rozmawiać, poważne tematy omijali, a kiedy coś się działo i nie dogadywaliśmy się, pojawiały się pretensje, wypominania, podczas których nierzadko mówiliśmy parę słów za dużo. Nie potrafię zaakceptować odejścia Nikoli od Sanji, choć dawno powinnam była to zrobić, bo to mój brat i powinnam stać za nim murem. Nikola pierwszy raz przedstawił nam Sanję, gdy miałam ponad dziesięć lat i od razu ją zaakceptowałam. To do niej, a nie do mamy, zwracałam się ze wszystkimi moimi problemami. Odejście Nikoli do Jovany całkowicie zburzyło porządek mojego całkiem poukładanego wtedy świata.
  Po tej wizycie wychodzę z diagnozą depresji. Strasznie mnie to bawi, bo to nieprawda, nie mam depresji, ja po prostu jestem głupia i zamiast wziąć się w garść, to się nad sobą niepotrzebnie rozczulam. Wracając, miałam zrobić zakupy, ale jestem tak zdenerwowana, że jedyne, czego chcę, to znów się położyć. Zasłaniam okna i szybko wsuwam się pod kołdrę. Ta psycholog miała mi pomóc poukładać to, z czym mam problemy, trochę mnie uspokoić, pokierować w dobrą stronę, tymczasem stwierdza, że mam depresję, której w rzeczywistości nie mam. Zaczynam się siebie wstydzić, być na siebie zła. Nie powinnam o wszystkim tak otwarcie mówić - nie wszystko, co powiedziałam, miało na mnie wpływ. Żeby udowodnić sobie, że depresja to tylko chory wymysł, natychmiast się ogarniam. Wpuszczam światło do pokoju, sprzątam cały dom, idę na zakupy, a po wszystkim szykuję się na kolację ze Srećkiem, który, zupełnie nie wiem po co, postanowił przyjechać na kilka dni do Kraljeva. Inaczej – wiem, że przyjechał nastraszony nie wiadomo jak przez Uroša, ale nie powinien go słuchać. W naszej rodzinie skłonność do przesadzania i wyolbrzymiania jest najwidoczniej dziedziczna.
   Spotykamy się w knajpie, w której razem z naszymi rodzicami świętowaliśmy zdobycia złota przez chłopaków w Lidze Światowej. Robi się już ciemno, siadamy przy stoliku z widokiem na Ibar i składamy zamówienie.
- O czym dziś rozmawiałaś z psycholog? – pyta Srećko.
- Nie mówiłam ci, że mam dzisiaj wizytę – krzywię się. – Kto ci powiedział, mój brat Chwilowy Chińczyk czy Sanja?
- Chwilowy Chińczyk – przyznaje bez oporów Lisiniac. – No więc jak było?
- On ci kazał przyjechać z Bełchatowa specjalnie dla mnie, prawda? – drążę dalej, gotowa zadzwonić do Uroša i wygarnąć mu parę mało miłych rzeczy. Po tej dzisiejszej wizycie jestem wyjątkowo agresywnie nastawiona do świata.
- Nie musiał nic mówić, sam chciałem.
- Chciałeś?
- No chciałem. Nie wiem, dlaczego tak cię to dziwi.
- Bo masz treningi?
- Jesteś ważniejsza od moich treningów.
  Spoglądam na Ibar, by Srećko nie zauważył, że tym zdaniem strasznie mnie poruszył.
- Psycholog powiedziała, że mam depresję – mówię cicho.
- Wiedziałem.
  Jakie kurwa wiedziałem?
- Co ty pieprzysz?! – warczę, krzyżując ręce na piersi. – Skąd niby mogłeś to wiedzieć?
- Bo mam oczy i cię znam – Srećko jest opanowany i zupełnie nie reaguje na mój wybuch złości. – Bo zdrowi ludzie nie spędzają większości dnia w łóżku. Bo widzę, że jesteś smutna.
- Ta kobieta nie wie, co gada – upieram się przy swoim zdaniu. – Gdybym miała depresję, to bym z tobą tutaj nie siedziała.
- A co wczoraj robiłaś?
 Spuszczam głowę i milczę, dając mu tym samym jednoznaczną odpowiedź.
- Sama widzisz – Lisiniac sięga po swój kieliszek z winem. – Ale będzie dobrze…
- Jakbym słyszała Lukę – przerywam mu. – Luca nie mówi mi nic, poza będzie dobrze albo jakoś to się ułoży, nie martw się. Jak masz mi tak jak on mówić, że będzie dobrze, to lepiej nie mów nic. To nie jest to, co chcę teraz usłyszeć.
- A masz mu zamiar powiedzieć o diagnozie?
- Żeby po raz kolejny usłyszeć będzie dobrze? – prycham. – Albo będzie się ze mną obchodzić jak z jajkiem, czyli gorzej niż wy, albo zupełnie nie będzie wiedział, jak powinien się zachować. Dziękuję bardzo, poradzę sobie sama. Poza tym jest na mnie obrażony za wyjazd do Serbii.
- Też bym się wkurzył jakbyś zostawiła mnie z jakąś wariatką na karku – Srećko niespodziewanie przyjmuje stronę mojego chłopaka, co mnie zaskakuje. – Czy ty mu w ogóle wytłumaczyłaś, na czym polega twój problem?
- A żebyś wiedział, że tak, tylko to chyba do niego nie dotarło, bo on mnie nie rozumie. Nie wiem, ty mnie rozumiesz, rozumie mnie Uroš, rozumie Sanja i Aleksandar, Mila na pewno też by zrozumiała. A on? Z rozwodem Nikoli właściwie wziął jego stronę…
- Bo on nie wie wszystkiego, Danica.
- I mu o tym nie powiem.
- Może jakbyś powiedziała, to by zrozumiał?
- No tak, ja się przed nim ze wszystkiego otworzę, a on dalej sobie będzie milczał! Powiem mu ‘Wiesz, dlaczego tak bardzo nienawidzę Nikoli za jego rozwód? Bo mój ojciec próbował wywinąć ten sam numer, jak byłam mała!’ I wiesz, co on z tym zrobi? Nic!
- Bo z tym nie da się nic już zrobić. Wasz ojciec nie odszedł. To był błąd, który naprawił.
- Nikola też mógł wszystko naprawić, bo Sanja tego chciała.
- Ale Kola nie chciał nic naprawiać.
- No właśnie! Przecież mają dzieci, oni się naprawdę kochali!
- I co, miał udawać, że wcale nie zakochał się w innej kobiecie?
   Kelner przynosi nasze zamówienia. Nic więcej nie mówiąc, zaczynamy jeść.
- Jesteś na mnie zła? – odzywa się w końcu Srećko. – Nie chciałem cię urazić, ale musisz też na to spojrzeć z innej strony.
- Próbowałam, ta inna strona mnie nie przekonuje – wzruszam ramionami. – Kola to wciąż mój brat i będę mu pomagać, ale nie umiem go zrozumieć i wszyscy powinni to w końcu zaakceptować. Zrobił coś złego, uszczęśliwiając siebie i Jovanę, skrzywdził Sanję i swoje córki.
- Jakby nie odszedł od Sanji, skrzywdziłby dodatkowo i siebie, i Jovanę.
- Wcale nie musiał się w niej zakochiwać.
-  Myślisz, że nie próbował?
- Się w niej nie zakochać? Oczywiście, że nie. Sam powiedział, że się zakochał i nie próbował z tym walczyć, bo to silniejsze od niego.
- Jak się w tobie zakochiwałem to też to było silniejsze ode mnie.
- Srećko, na litość boską, co ty porównujesz? Mieliśmy wtedy po szesnaście lat, a nie po trzydzieści. Nie mieliśmy żadnych zobowiązań. Poza tym to, że nie umiem sobie poradzić z jego rozwodem nie znaczy, że mu nie wybaczyłam. Wybaczyłam mu, rozmawiamy normalnie i staram się życzyć mu dobrze. Nie rozumiem tylko, dlaczego on nie ma przez to wyrzutów sumienia?
- Po pierwsze, tak na niego najeżdżałaś, że on nawet nie miał kiedy z tobą szczerze porozmawiać. Po drugie, co miał zrobić? Położyć się przed ołtarzem w cerkwi i się biczować?
- Tak.
   Srećko śmieje się pod nosem i kręci głową.
- Mnie to nie bawi – dopijam swój kieliszek wina. – Wyobraź sobie, że jesteś ze mną i zakochujesz się w innej dziewczynie. Co byś zrobił?
- To może ty sobie wyobraź, że jesteś z Luką i znów się we mnie zakochujesz. Co byś zrobiła?
- Nie wiem.
- No właśnie. Nie wiesz. Jemu na pewno decyzja odejścia od Sanji nie przyszła łatwo. Ile oni razem byli? Trzynaście lat? To praktycznie połowa jego życia. Nikola ułożył już sobie życie z Jovaną, są po ślubie, Sanja też staje na nogi. Czas na ciebie, Danica.
- Bo co, bo inaczej skończę jak Mila? Nie mam tyle odwagi. Nawet tego nie mam. Zresztą, ta wariatka śni mi się za każdym razem, gdy płaczę przed snem.
- I  co robi?
- Ostatnio wzięła mnie za rękę i wciągnęła do wody. Od razu się obudziłam. Ale ogólnie zwykle jest gdzieś obok i siedzimy w ciszy. O reszcie snów z nią parę razy ci już mówiłam.
   Z głośników zaczyna lecieć piosenka, którą słyszałam wczoraj w autokarze. Uśmiechamy się do siebie, bo oboje znamy jej tekst na pamięć.
- To powiedz mi, Danica, dokąd pójdziesz w tych strasznych czasach?
- Pod fałszywym imieniem będę podróżować po północy – odpowiadam mu fragmentem utworu. – Ale będę z tobą szczera, chciałabym tak zrobić. Chciałabym mieć aparat, pojechać na Islandię i porobić zdjęcia. Głupie to, co nie?
- Wcale nie głupie – zaprzecza Srećko. – I na pewno lepsze od leżenia w łóżku. Trzeba będzie z tym spróbować.
- Z czym, z moim wyjazdem? Przecież ja nie mam kasy.
- Kasa nie jest ważna.
- Jest.
- Nie jest. Jeśli to ma ci jakoś pomóc, to pieniądze nie grają żadnej roli. Daję ci okazję, żebyś zrobiła coś dla siebie, bez oglądania się na Lukę, na Uroša, Sanję czy Nikolę. Ja ci wszystko załatwię, a ty jedź i raz w życiu nie oglądaj się za siebie.

- - - - - - - - - -

I znów wyszło chaotycznie. 

Komentarze

  1. oh, strasznie smutne, a to, że jest tak realistycznie opisane sprawia, że jest jeszcze smutniejsze.
    popieram pomysł lotu na islandię

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Stalker

I've sowed pain and instead of it, love will sprout in another spring.

Ave Delfina (II)