Raissa (IV)
Marcin
Od
wczoraj jesteśmy w Częstochowie. Zaraz jedziemy na trening. Siedzę przed naszym
hotelem, czekam na chłopaków i korzystam z ciepłych promieni słońca. Oprócz
mnie czekają już etatowi pajace, Wrona łazi w tej i z powrotem, Kłos stara się
go usadzić, bezskutecznie.
-Ziomuś, zaraz wyjdzie – mówi mu Karol, ale
Andrzej nie reaguje. Z hotelu wychodzi Charlotte, Wrona wygląda na gotowego by
do niej podejść, ale wyprzedza go Kurek, który dogania Raissę.
-Charlotta, mam do ciebie prośbę – Bartek
obejmuje rudowłosą ramieniem. Po spojrzeniu Andrzeja widzę, że chyba zaraz
zrobi mu krzywdę. – Chciałbym, żebyś z kimś porozmawiała. Ma na imię…
Domyślam się, o kogo może chodzić Kurze. Andrzej ma nadal mord w oczach.
Zabawne. -Co to kurwa miało być! –
syczy, stara się być cicho, bym ja nic nie usłyszał. Serio, zabawny z niego
gość. – Ja już byłem gotowy!
-Wieczorem pójdziesz do kościółka, pomodlisz
się przed obrazem i Bozia ześle na ciebie swoją wieczną łaskę – wzrusza
ramionami Karol. – Tylko wiesz, musisz zdawać sobie sprawę, że to może być za
wcześnie…
-Na co za wcześnie? – wtrącam się ot tak o,
od niechcenia. – Na trening? Czy może na randkę z panią Charlottą?
Andrzej blednie. Nigdy, przenigdy nie
widziałem go w takim stanie. Czy jest tu gdzieś jakaś ukryta kamera?
-Serio myślałeś, że nic nie widać? – ciągnę
ten temat zadowolony, że Wrona panikuje jak małe dziecko. – Skoro my to
widzimy, to Charlotte też. Przecież jest psychologiem, zna się na ludziach. W
ogóle strasznie ucieszyła się na mecze w Kazaniu, więc pewnie ma tam faceta.
-Jaki facet? – dołącza do nas Kubi. – Chcę
wszystko wiedzieć.
-Tak sobie gdybam – odpowiadam Michałowi. –
Że Szarlotka kogoś ma w Kazaniu, skoro tak się cieszy na mecze tam. Bo wiesz,
Andrzej zabujał się w Charlotte i teraz chce ją zaprosić na randkę…
Wrona blednie po raz kolejny. Michał
próbuje się nie roześmiać, bierze moją torbę i swoją i wrzuca do bagażnika
autokaru, po czym woła mnie byśmy wsiedli do środka pojazdu.
-Ale z ciebie chamówa – trąca mnie łokciem.
– Teraz będzie miał traumę.
-I bardzo dobrze – uśmiecham się
triumfalnie. – Jak przyjdą chłopaki to im też to opowiem.
Wcale nie muszę im nic opowiadać, bo
wszyscy doskonale zdajemy sobie z tego faktu sprawę. Po treningu Wrona nadal
jest nijaki. Przyuważa to Bonżurka, która pyta go o przyczynę.
-No wiesz… znów wspomnienia… - wzdycha
smutno. Kura chowa twarz w bluzie, Kubi zerka zdezorientowany to na Rudą, to na
Wronę.
-Jakie kurwa wspomnienia? – szepcze Michał.
– Co on kurwa tym razem wymyślił?
-Witaj w świecie Andżejka – mruczy Gregor. –
Czy najlepszy środkowy świata wie, że ja ją zaprosiłem na dżamprę Pita i Oli?
-Grzesiu, obawiam się, że tak – wzdycha
Kuba. - W tym momencie pozwolisz, iż zadam ci parę pytań. Wolisz trumnę dębową
czy może z orzecha? A garnitur to jaki mamy ci kupić? Czarny czy szary? A kto
ma śpiewać na twoim pogrzebie? Wolisz Dodę czy Margaret?
-No to tak,
wolę trumnę dębową, czarny garnitur i nie, ani Dody ani Margaret, wystarczy, że
wy odśpiewacie Ave Maria – odpowiada z poważną miną Grzesiek. – Ale w sumie
Bogurodzica też byłaby w dechę.
Śmiejąc się wchodzimy do szatni, do której chwilę po nas wpada
szczęśliwy Wrona.
-Depresja
ci już przeszła? – pyta go Bartek. – Coś szybko jak na depresję.
-Bardzo
niezabawne – Andrzej wystawia mu język. – To nie twoja sprawa.
-Ale moja
owszem – wtrąca się Kubiak. – Jestem kapitanem tej drużyny, chcę wiedzieć o
wszystkim. Jeżeli chodzi o Charlotte, powinna być nietykalna.
-Sranie w
banie, Gregor ją tyknął – mruczy Wrona.
-Ja?
Szarlotkę? Gdzieżbym śmiał! – odzywa się Łomacz. – Ja ją tylko zaprosiłem jako
osobę towarzyszącą na weselicho u Cichego, chociaż nawet słowo zaproszenie to
za dużo na tamtą wymianę zdań. Zgadaliśmy się i tyle.
-Nie
musiałeś.
-Ale
chciałem. Zresztą, nie jesteśmy w liceum i nie będziemy się o nią kłócić. Ja ją
tylko zaprosiłem jako osobę towarzyszącą, ty wierz sobie w co tylko chcesz.
Poza tym, dlaczego ja się tobie tłumaczę?
Cała
ta sytuacja jest dosyć zabawna, bo Grzesiek naprawdę ma wywalone na to, co
myśli Andrzej, z kolei ten ma o to niesamowitą spinę i dalej próbuje rozmawiać
z niewzruszonym Łomaczem. W hotelu przy kolacji sytuacja się powtarza, Gregor
jest gotów pójść do Charlotte i powiedzieć jej parę słów na Andrzeja, ale
powstrzymuje go Bartek. Kurek śmieje się, stara się wszystko obrócić w żart
bardzo uniwersalnym ‘to przecież Wrona’, poważnieje, gdy w wejściu pojawia się jego Lidia. Brunetka nie przypomina
dziewczyny z opisów Kurka, no może jej przeraźliwie szczupła budowa ciała daje
wiele do myślenia. Lidka daje Bartkowi buziaka w nos i siada na wolnym obok
niego miejscu.
-Jak tam,
chłopaki? – zagaduje nas. – Jak się bawicie?
-Zajebiście
– Łomacz bierze kolejny kęs kanapki. – A ty?
-No też
całkiem nieźle – odpowiada podbierając Bartkowi kubek. – Ileś ty tego cukru
nasypał, tego pić się nie da! – krzywi się i odstawia kubek z powrotem. – Ta
ruda to ta wasza psycholożka, tak?
-Pogadasz z
nią – mówi Bartek, na co Lidka krzywi się jeszcze bardziej niż po spróbowaniu
herbaty.
-Rozmawialiśmy o tym – mówi cicho.
-No
rozmawialiśmy, ale do ciebie nie dociera, więc może Charlotte dotrze –
odpowiada spokojnie Kurek. Żeby nie pogorszyć sytuacji żaden z nas się nie
odzywa, w końcu Kubiak postanawia bohatersko wyjść z opresji i zaczyna rozmowę
o Irańczykach. Po kolacji wybieramy się na spacer, razem z nami Bartek, który z
trudem oddał Lidkę pod opiekę Charlotte.
-Nie
denerwuj się tak – mówi do niego Kubi. – Bonżurka z nią pogada, wytłumaczy jej,
że terapia ma dalej sens. Może przy okazji wytłumaczy jej też coś innego…
-Nie –
przerywa ostro Kura. – Charlotte ma tylko zająć się terapią, nie mną. Jej
zdrowie psychiczne jest najważniejsze.
-A tobie wygadanie się Rudej trochę pomogło? –
pytam.
-Pomogło –
Bartek kiwa głową. – Na pewno dzisiaj też z nią pogadam, może powie, co mam
dalej robić z Lidką. Jezu, jest mi tak głupio, że ją tym zawalam.
-Sama
mówiła, że mamy przychodzić do niej z każdą sprawą – stwierdza Michał. – Moim
zdaniem dobrze zrobiłeś. Jesteś potrzebny kadrze zupełnie skoncentrowany na
grze a teraz masz w głowie Lidię. Dobra, zmieniamy temat, żebyś zaraz nam nie
zwariował. Porozmawiajmy o konkurencie Grzesia – Kubiak przymilnie uśmiecha się
do Łomacza.
-Widzę, że
to będzie nasz ulubiony temat do rozmów – śmieje się Gregor. – Zacznijmy od
tego, że my nawet nie jesteśmy konkurentami.
-Taki
pewien czujesz się w walce o serce Bonżurki? – żartuje z niego Kuba.
-A niby
czego mi do Andżeja brakuje? – patrzy się po nas Grzesiek. – Brodę mam, włosy
mam, co więcej, gram, nie stoję w kwadracie, jak to mi wróżył przed
zgrupowaniem!
Gregor
nie potrafi być poważny, śmieje się z siebie razem z nami.
-Serio, na
poważnie nie rozumiem, o co chodzi Wronie – mówi po chwili. – Przecież ja ją
tylko lubię, nie wyznałem jej miłości ani nic w tym stylu.
-Ale
zaprosiłeś ją na wesele Piotrka – zauważam. –Bartek, ty też jesteś zły, on rano
chciał ją zaprosić na randkę a ty ją bezczelnie zagadałeś.
-Myślicie,
że by z nim poszła? – pyta Kuba.
-Idę o
zakład, że dałaby mu kosza – mówi Michał. – Jakby spróbował jeszcze raz, to
dostałby kolejnego, i tak raz za razem. Ale powiem ci Grzesiu, udało ci się w
tym sezonie. Nie dość, że masz miejsce w kadrze to i Szarlotka cię polubiła, no
no, gratulacje!
-Oj tam –
wzrusza ramionami Grzesiek. – Wiecie, co jest w tym powołaniu najgorsze? Że nie
pojadę na Opener’a. Taco w tym roku gra!
Może i
Gregor swojego nowego ulubionego rapera na żywo na razie nie posłucha, ale
słucha go teraz, na przedmeczowej rozgrzewce. Drze się na całe gardło i wygląda
na bardzo szczęśliwego. Towarzyszą mu Bartek z Kubą, którzy kiwają się w rytm
na boki, poza tym przy ławce trenerskiej siedzi Charlotte i delikatnie się
kołysze. Uśmiecha się i bije brawo chłopakom. Całej scenie przygląda się
rozciągający się z boku Andrzej. Boję się, że zaraz zamorduje Grześka, a po nim
i chłopaków. Od całej apokalipsy ratuje nas Bonżurka, która postanawia jeszcze
trochę z nami pogadać przed meczem. Chodzi po boisku, szepcze każdemu parę
słów. Gdy podchodzi do Wrony jego wyraz twarzy diametralnie się zmienia. Nie
wiem, co mogła mu powiedzieć, ale gdy wchodzi na zmianę za Pita, prezentuje się
całkiem nieźle.
-Może to
ona zaprosiła go na randkę? – kpi oparty na moim ramieniu Kurek.
-Ja myślę,
że wystarczyło, że ona po prostu się do niego odezwała – stwierdzam i jak się
po meczu okazuję, mam rację.
Charlotte
Mecze
w USA to była, jak na moje oko, sportowa tragedia, szczególnie ten pierwszy,
ten drugi jeszcze taki tragiczny nie był. Na pierwsze spotkanie chłopaki wyszli
wręcz pewni, że wygrają, tymczasem Amerykanie koncertowo ich zlali. W drugim po
mojej powtórnej pogadance trochę zajarzyli, ale i tak nie na tyle, by wygrać
spotkanie, choć w tie-breaku mieli prowadzenie. Z Chicago od razu lecimy na
dwumecze do Kazania. Wcale nie czuję zmęczenia tą wielogodzinną podróżą, bo
właściwie większość niej przesypiam. Gdy lądujemy, z podekscytowania nie mogę
przestać się uśmiechać a gdy tylko biorę z taśmy moje bagaże, słyszę z tłumu
moje imię. Od razu poznaję, do kogo należy ten głos. Luce dzielnie przedziera
się przez ludzi, po czym wpada prosto w moje ramiona, zupełnie jak w filmach.
-Jezu,
Charlotte, jak ja za tobą tęskniłam, przeraźliwie tęskniłam, cholera, znów
jesteśmy razem! – wrzeszczy mi do ucha. Mam wrażenie, że dosłownie wszyscy na
lotnisku się na nas gapią, ale mnie to nie obchodzi. W końcu, po ponad pół roku
jestem znów ze swoją najlepszą przyjaciółką, najlepszą, najcudowniejszą,
najpiękniejszą kobietą na całym wszechświecie.
-Też
tęskniłam – uśmiecham się szeroko. – Strasznie żałuję, że nie mogę u ciebie
przez ten czas nocować.
-Co mu robi
za różnicę, gdzie ty będziesz spać? – mruczy Luce wyglądając zza mnie i
przyglądając się chłopakom. – Nie wiem, czy ci zazdroszczę, że tyle facetów
jest wokół ciebie, czy ci tego współczuję.
-Współczuj
– przeczesuję jej gęste, czarne włosy palcami. – Czuję się jak przedszkolanka.
-O ten –
Luce pokazuje na Kurka – to nawet wygląda jak przedszkolak, taki bardzo
wyrośnięty przedszkolak.
-Dużo osób
tak o nim mówi – uśmiecham się, po czym przedstawiam moją przyjaciółkę Stéphanowi
i Philippowi. Dzięki bajeranckiej gadce Luce Stéphane pozwala jej wziąć mnie do
siebie na noc. Najpierw jednak mam jechać z chłopakami do hotelu i rozpakować
się w pokoju, dlatego umawiam się z Luce, by przyjechała po mnie za dwie
godziny.
-Co to za
pani? – w autokarze dosiada się do mnie Kurek.
-Przyjaciółka – odpowiadam. – Nocuję u niej dzisiaj.
-Francuzka?
– dopytuje Grzesiek.
-W połowie,
ma matkę Rosjankę, ojca Francuza. Razem studiowałyśmy, w tamtym roku dostała tu
pracę – wyjaśniam. – Podoba się wam?
-Andrzej! –
Kuba zwraca się do siedzącego na końcu Wrony. – Podoba nam się przyjaciółka
Charlotte?
Andrzej mruczy coś pod nosem i dalej rozmawia z Miką. Patrzę się po
rozbawionych chłopakach.
-Co było w
tym zabawnego? – pytam zbita z tropu ich głupim zachowaniem. – Rozmawiałam z
wami, a wy nagle zaczepiacie Andrzeja.
-Charlotte,
czy ty jesteś kobietą? – szepcze Bartek.
-A wy
myślicie, że jestem facetem? – odpowiadam mu tym samym tonem. Kurek uderza z
otwartej dłoni w twarz.
-Nie
chodziło mi o to – wzdycha ciężko. – No dobra, najwidoczniej potrzebujesz jeszcze
trochę czasu.
-Czasu na
co? – dziwię się.
-Zobaczysz
– Możdżonek klepie mnie po ramieniu. – Obyś wtedy nie uciekła z krzykiem.
Szybko
zapominam o słowach Marcina. Niecierpliwie czekam na Luce a gdy trafiamy do jej
mieszkania, jest niesamowicie szczęśliwa, że mogę mieć odrobinę wytchnienia od
chłopaków. Nawet nie wzbraniam się przed zrobieniem mi drinka chociaż doskonale
zdaję sobie sprawę, jak wyglądają drinki Luce.
-No dobra,
jesteśmy same, opowiadaj – moja przyjaciółka podaje mi szklankę. – Jak tam się
z nimi pracuje?
-Są marudni
– przyznaję. – I się kłócą między sobą. Bardzo łatwo jest ich wyprowadzić z
równowagi, jednocześnie potrafią być zbyt pewni siebie. Te pierwsze spotkania z
Rosjanami i z Irańczykami w Polsce wygrali bez trudu, za to polecieliśmy do
Stanów i nagle ich ta pewność uleciała. Znaczy, może inaczej, oni tam pojechali
za pewni siebie, bo skoro wygrywali w Polsce to dlaczego mieliby nie wygrać na
wyjeździe? Ale przegrali. Podwójnie.
-A żaden ci
się nie podoba?
-Mówiłam ci wcześniej, czuję się jak ich
przedszkolanka.
-I z żadnym
nic?
-Z
Grześkiem Łomaczem idę na wesele Piotrka Nowakowskiego. Siedzieliśmy i
gadaliśmy, on wspomniał, że nie ma z kim na nie iść, ja powiedziałam, że dawno
na żadnych nie byłam i chętnie bym na jakieś poszła, no to on mnie zaprosił, a
ja się zgodziłam.
-Pokaż mi
ich.
Pokazuje Luce nie tylko wcześniej wspomnianą dwójkę. Przerabiamy cały
skład, Luce rzuca kolejnymi komentarzami przez które płaczę ze śmiechu.
Niektóre z nich przypominam sobie kolejnego dnia na treningu.
-Co się
śmiejesz? – pyta mnie Oskar.
-Zwracałeś
kiedyś uwagę na podkolanówki Wrony? – mówię nie odrywając wzroku od Andrzeja. –
Wiesz, że w dni parzyste nosi białe, a w nieparzyste czarne?
-Naprawdę?
-Serio –
przytakuję. – Wczoraj oglądałyśmy zdjęcia z meczu z Amerykanami, na jednym
meczu miał białe, na drugim czarne. Luce to zauważyła, oglądałyśmy jeszcze
zdjęcia ze spotkań w Polsce i było tak samo. Dzisiaj jest czwartek, zobacz, ma
białe. Możemy iść o zakład, że jutro włoży czarne.
-Okej, idę
na to. O co się zakładamy?
-O wódkę.
-Zakład
stoi.
Oczywiście ja wygrywam. Nawet delikatnie podpytuję się o ten fenomen
Andrzeja, najpierw wymyśla jakieś pokrętne tłumaczenia ale potem przyznaje, że
to jeden z jego siatkarskich rytuałów. Jako że do Iranu wylatujemy w
poniedziałek rano, po drugim wygranym spotkaniu, za pozwoleniem Antigi, biorę
Luce z nami do hotelu, oficjalnie by się pożegnać a nieoficjalnie, by wypić
moją nagrodę za wygrany zakład. Kiedy robimy sobie naszą małą, dwuosobową
imprezę, ktoś puka do drzwi. Pewna, że to chłopaki chcą się przyłączyć
niechętnie otwieram drzwi, ale nikogo za nimi nie ma. Znajduję za to płytę z
moim imieniem.
-Mam się
bać? – pokazuję Luce znalezisko.
-Nie mam
pojęcia – wzrusza ramionami. – Naprzeciw ciebie pokój mają jacyś siatkarze,
tak? Spytaj się ich, może będą coś wiedzieć.
Zgadzam się z nią, wychodzę z pokoju i pukam do drzwi naprzeciw.
-Co tam? –
uśmiecha się Grzesiek.
-Znalazłam
to pod drzwiami – mówię. – Nie wiecie, co tam może być?
-Nie mam
zielonego pojęcia – odpowiada mi Łomacz. – Ale jak chcesz, możemy to sprawdzić.
-Luce! –
krzyczę do mojej przyjaciółki. – Bierz wódkę, zamknij drzwi na klucz i chodź
tu.
Na
hasło ‘wódka’ z sąsiedniego pokoju wybiega jeszcze Kubiak z Kurkiem. Całą
ósemką, łącznie z mieszkającymi z Grześkiem Kubą i Marcinem, gromadzimy się
wokół laptopa Łomacza.
-No to
odpalmy tą płytkę – mruczy Grzesiek. Na płycie znajduje się dwanaście niepodpisanych
plików muzycznych. – To jak, włączamy?
-Jak wy to
mówicie, jedziemy z koksem - wzdycham nieco przestraszona.
Pierwsza piosenka to disco polo. Nie znam się bardzo na polskiej muzyce,
ale trochę w Polsce mieszkałam i co nieco wiem. To znam doskonale. Chłopaki
dosłownie płaczą ze śmiechu, ja jestem chyba zbyt zszokowana, że ktoś chce mnie bardzo i nie może mieć.
-Może ja
pójdę po jeszcze jedną? – pyta po angielsku Luce pokazując na prawie pustą
butelkę. Chłopaki chórem się zgadzają, więc Luce szybko wybiega z pokoju w
poszukiwaniu najbliższego sklepu monopolowego.
-No dobra,
co to było? – pytam nadal nieco zbita z tropu.
-Naprawdę
się niczego nie domyślasz? – ton głosu Bartka podpowiada mi, że od bardzo dawna
powinnam domyślić się czegoś, co dla nich wszystkich jest wręcz rzeczą
oczywistą.
-Nie.
-Nie miałaś
żadnych podejrzeń? Ani przez moment? – dziwi się Kubiak. – Charlotte, podobno
kobiety to czują!
-Niby co
kobiety mają takiego czuć?
-No że
facetowi podoba się kobieta!
Przejeżdżam wzrokiem po chłopakach i nadal nic nie rozumiem. Przypomina
mi się sytuacja w autokarze sprzed paru dni, mimowolnie łączę ją z nietypowymi
zachowaniem Andrzeja i nagle wszystko zaczyna nabierać sensu.
-Chodzi
wam o Wronę…?
Dość głośna reakcja chłopaków składająca
się z oklasków i stwierdzeń ‘no brawo, Charlotte’ daje mi odpowiedź.
-Czyli ta
płyta też jest od niego? – bardziej stwierdzam niż pytam.
-Na sto
procent tak – stwierdza Grzesiek. – Tylko on ma tu świra na twoim punkcie.
Chwilę potem przychodzi Luce z wódką, colą i przekąskami, ‘co by twoi
panowie się nie nawalili’. Włączamy kolejną piosenkę, znów disco polo, jakaś pani śpiewa, że ona jest taka
cudowna, niewinna i słodka. Nawet zaczynam się bawić, tak jak reszta
towarzystwa. Luce stwierdza, że ja i Łomacz, skoro idziemy razem na wesele,
powinniśmy spróbować zatańczyć. Ona i chłopaki skaczą wokół nas, prześcigają
się w wymyślaniu układów figur tanecznych. Zabawa w trwa w najlepsze, dopóki
ktoś nie puka do drzwi. Bartek z Michałem zamykają się ze mną i z Luce w
łazience, oczywiście zabierając ze sobą wódkę.
-Tu u was
taka głośna muzyka? – słyszymy głos Stéphana. Bartek ledwo trzyma się na nogach
ze śmiechu, Michał przygarnia go do swojego ramienia by stłumić jego głos.
-Nie –
zaprzecza szybko Marcin. – To z góry. Pewnie Andrzej albo Piotrek Nowakowski.
-Do wesela
się przygotowuje – dodaje za nim Grzesiek.
-No to
śpijcie już – mówi Stéphane i wychodzi z pokoju. Chwilę potem wychodzimy i my,
szczęśliwi, że nie zostaliśmy przyłapani. Biorę puste butelki po wódce i ‘prezent’
od Wrony i wracam z Luce do mnie. Luce wychodzi z hotelu przed śniadaniem, ale
wraca po mnie nad wieczór, żeby pokazać mi miasto. Ostatni raz widzimy się na
lotnisku, żegna się nie tylko ze mną, rozmawia także krótko z chłopakami i
życzy im powodzenia.
-Wiesz co? –
szepcze mi na ucho. – Fajni są. Napić się można z nimi, i potańczyć.
-Mogę cię
polecić za mnie – mruczę, czując na sobie spojrzenie Andrzeja. – Albo chociaż
jego ci zostawić.
-Koniecznie
pisz mi na bieżąco rozwój jego podrywu – Luce przytula się do mocno do mnie. – No
dobrze, idź już, bo zaraz będę płakać.
Tulimy
się ostatni raz, po czym szybko dołączam do kadry. Każdy dostaje swój bilet na
pierwszą część podróży do Iranu.
-O, masz
miejsce obok mnie – Wrona zagląda mi przez ramię.
-To dobrze –
stwierdzam. – Porozmawiamy.
----------------------------------------
No i się wydało... Jeżeli chodzi o bartusiową Lidkę, to jest bardzo smutna historia, jeśli ktoś nie czytał, odsyłam do zakładki historie i numeru siedemnastego, czyli Extrasystolii.
----------------------------------------
No i się wydało... Jeżeli chodzi o bartusiową Lidkę, to jest bardzo smutna historia, jeśli ktoś nie czytał, odsyłam do zakładki historie i numeru siedemnastego, czyli Extrasystolii.
no Szarlotce to jednak sporo zajęło, ale fajnie, że już wie, teraz może się razem ze wszystkimi nabijać z Andżejka!
OdpowiedzUsuńMentalnie opłakałam Lidkę, a tu taka niespodzianka!
OdpowiedzUsuńDialog o organizacji pogrzebu absolutnie i w całosci podbił moje serce, a ja tym czasem smutam smutnym smutkiem, że została jeszcze tylko jedna część.
Ach, nie ma to tamto, ja uwielbiam Twój styl! Kadra w Twoim wydaniu jest zbiorem dwumetrowych przedszkolaków, ale to bawi mnie do łez :D Sama nie wiem kogo z nich polubiłam najbardziej, bo każdy kadrowicz tutaj jest fenomenalny. Wrona jednak zachowuje się trochę niedojrzale, nie wiem czy Charlotte szuka właśnie takiego mężczyzny. Choć z drugiej strony trudno mi powiedzieć jaki on by był gdyby ich relacje poszły krok dalej. Ciekawa jestem tej rozmowy w samolocie, myślę, że ona rozwiąże całą tą sytuację.
OdpowiedzUsuńJeśli masz ochotę, zapraszam na mojego nowego bloga, http://wbrew-rozsadkowi.blogspot.com/ :)