Raissa (IV)





Marcin

       Od wczoraj jesteśmy w Częstochowie. Zaraz jedziemy na trening. Siedzę przed naszym hotelem, czekam na chłopaków i korzystam z ciepłych promieni słońca. Oprócz mnie czekają już etatowi pajace, Wrona łazi w tej i z powrotem, Kłos stara się go usadzić, bezskutecznie.
   -Ziomuś, zaraz wyjdzie – mówi mu Karol, ale Andrzej nie reaguje. Z hotelu wychodzi Charlotte, Wrona wygląda na gotowego by do niej podejść, ale wyprzedza go Kurek, który dogania Raissę.
   -Charlotta, mam do ciebie prośbę – Bartek obejmuje rudowłosą ramieniem. Po spojrzeniu Andrzeja widzę, że chyba zaraz zrobi mu krzywdę. – Chciałbym, żebyś z kimś porozmawiała. Ma na imię…
        Domyślam się, o kogo może chodzić Kurze. Andrzej ma nadal mord w oczach. Zabawne.   -Co to kurwa miało być! – syczy, stara się być cicho, bym ja nic nie usłyszał. Serio, zabawny z niego gość. – Ja już byłem gotowy!
   -Wieczorem pójdziesz do kościółka, pomodlisz się przed obrazem i Bozia ześle na ciebie swoją wieczną łaskę – wzrusza ramionami Karol. – Tylko wiesz, musisz zdawać sobie sprawę, że to może być za wcześnie…
   -Na co za wcześnie? – wtrącam się ot tak o, od niechcenia. – Na trening? Czy może na randkę z panią Charlottą?
         Andrzej blednie. Nigdy, przenigdy nie widziałem go w takim stanie. Czy jest tu gdzieś jakaś ukryta kamera?
   -Serio myślałeś, że nic nie widać? – ciągnę ten temat zadowolony, że Wrona panikuje jak małe dziecko. – Skoro my to widzimy, to Charlotte też. Przecież jest psychologiem, zna się na ludziach. W ogóle strasznie ucieszyła się na mecze w Kazaniu, więc pewnie ma tam faceta.
    -Jaki facet? – dołącza do nas Kubi. – Chcę wszystko wiedzieć.
   -Tak sobie gdybam – odpowiadam Michałowi. – Że Szarlotka kogoś ma w Kazaniu, skoro tak się cieszy na mecze tam. Bo wiesz, Andrzej zabujał się w Charlotte i teraz chce ją zaprosić na randkę…
        Wrona blednie po raz kolejny. Michał próbuje się nie roześmiać, bierze moją torbę i swoją i wrzuca do bagażnika autokaru, po czym woła mnie byśmy wsiedli do środka pojazdu.
    -Ale z ciebie chamówa – trąca mnie łokciem. – Teraz będzie miał traumę.
    -I bardzo dobrze – uśmiecham się triumfalnie. – Jak przyjdą chłopaki to im też to opowiem.
        Wcale nie muszę im nic opowiadać, bo wszyscy doskonale zdajemy sobie z tego faktu sprawę. Po treningu Wrona nadal jest nijaki. Przyuważa to Bonżurka, która pyta go o przyczynę.
   -No wiesz… znów wspomnienia… - wzdycha smutno. Kura chowa twarz w bluzie, Kubi zerka zdezorientowany to na Rudą, to na Wronę.
   -Jakie kurwa wspomnienia? – szepcze Michał. – Co on kurwa tym razem wymyślił?
   -Witaj w świecie Andżejka – mruczy Gregor. – Czy najlepszy środkowy świata wie, że ja ją zaprosiłem na dżamprę Pita i Oli?
   -Grzesiu, obawiam się, że tak – wzdycha Kuba. - W tym momencie pozwolisz, iż zadam ci parę pytań. Wolisz trumnę dębową czy może z orzecha? A garnitur to jaki mamy ci kupić? Czarny czy szary? A kto ma śpiewać na twoim pogrzebie? Wolisz Dodę czy Margaret?
   -No to tak, wolę trumnę dębową, czarny garnitur i nie, ani Dody ani Margaret, wystarczy, że wy odśpiewacie Ave Maria – odpowiada z poważną miną Grzesiek. – Ale w sumie Bogurodzica też byłaby w dechę.
        Śmiejąc się wchodzimy do szatni, do której chwilę po nas wpada szczęśliwy Wrona.
   -Depresja ci już przeszła? – pyta go Bartek. – Coś szybko jak na depresję.
   -Bardzo niezabawne – Andrzej wystawia mu język. – To nie twoja sprawa.
   -Ale moja owszem – wtrąca się Kubiak. – Jestem kapitanem tej drużyny, chcę wiedzieć o wszystkim. Jeżeli chodzi o Charlotte, powinna być nietykalna.
   -Sranie w banie, Gregor ją tyknął – mruczy Wrona.
   -Ja? Szarlotkę? Gdzieżbym śmiał! – odzywa się Łomacz. – Ja ją tylko zaprosiłem jako osobę towarzyszącą na weselicho u Cichego, chociaż nawet słowo zaproszenie to za dużo na tamtą wymianę zdań. Zgadaliśmy się i tyle.
   -Nie musiałeś.
   -Ale chciałem. Zresztą, nie jesteśmy w liceum i nie będziemy się o nią kłócić. Ja ją tylko zaprosiłem jako osobę towarzyszącą, ty wierz sobie w co tylko chcesz. Poza tym, dlaczego ja się tobie tłumaczę?
        Cała ta sytuacja jest dosyć zabawna, bo Grzesiek naprawdę ma wywalone na to, co myśli Andrzej, z kolei ten ma o to niesamowitą spinę i dalej próbuje rozmawiać z niewzruszonym Łomaczem. W hotelu przy kolacji sytuacja się powtarza, Gregor jest gotów pójść do Charlotte i powiedzieć jej parę słów na Andrzeja, ale powstrzymuje go Bartek. Kurek śmieje się, stara się wszystko obrócić w żart bardzo uniwersalnym ‘to przecież Wrona’, poważnieje, gdy w wejściu pojawia się jego Lidia. Brunetka nie przypomina dziewczyny z opisów Kurka, no może jej przeraźliwie szczupła budowa ciała daje wiele do myślenia. Lidka daje Bartkowi buziaka w nos i siada na wolnym obok niego miejscu.
   -Jak tam, chłopaki? – zagaduje nas. – Jak się bawicie?
   -Zajebiście – Łomacz bierze kolejny kęs kanapki. – A ty?
   -No też całkiem nieźle – odpowiada podbierając Bartkowi kubek. – Ileś ty tego cukru nasypał, tego pić się nie da! – krzywi się i odstawia kubek z powrotem. – Ta ruda to ta wasza psycholożka, tak?
   -Pogadasz z nią – mówi Bartek, na co Lidka krzywi się jeszcze bardziej niż po spróbowaniu herbaty.
   -Rozmawialiśmy o tym – mówi cicho.
   -No rozmawialiśmy, ale do ciebie nie dociera, więc może Charlotte dotrze – odpowiada spokojnie Kurek. Żeby nie pogorszyć sytuacji żaden z nas się nie odzywa, w końcu Kubiak postanawia bohatersko wyjść z opresji i zaczyna rozmowę o Irańczykach. Po kolacji wybieramy się na spacer, razem z nami Bartek, który z trudem oddał Lidkę pod opiekę Charlotte.
   -Nie denerwuj się tak – mówi do niego Kubi. – Bonżurka z nią pogada, wytłumaczy jej, że terapia ma dalej sens. Może przy okazji wytłumaczy jej też coś innego…
   -Nie – przerywa ostro Kura. – Charlotte ma tylko zająć się terapią, nie mną. Jej zdrowie psychiczne jest najważniejsze.
   -A tobie wygadanie się Rudej trochę pomogło? – pytam.
   -Pomogło – Bartek kiwa głową. – Na pewno dzisiaj też z nią pogadam, może powie, co mam dalej robić z Lidką. Jezu, jest mi tak głupio, że ją tym zawalam.
   -Sama mówiła, że mamy przychodzić do niej z każdą sprawą – stwierdza Michał. – Moim zdaniem dobrze zrobiłeś. Jesteś potrzebny kadrze zupełnie skoncentrowany na grze a teraz masz w głowie Lidię. Dobra, zmieniamy temat, żebyś zaraz nam nie zwariował. Porozmawiajmy o konkurencie Grzesia – Kubiak przymilnie uśmiecha się do Łomacza.
   -Widzę, że to będzie nasz ulubiony temat do rozmów – śmieje się Gregor. – Zacznijmy od tego, że my nawet nie jesteśmy konkurentami.
   -Taki pewien czujesz się w walce o serce Bonżurki? – żartuje z niego Kuba.
   -A niby czego mi do Andżeja brakuje? – patrzy się po nas Grzesiek. – Brodę mam, włosy mam, co więcej, gram, nie stoję w kwadracie, jak to mi wróżył przed zgrupowaniem!
       Gregor nie potrafi być poważny, śmieje się z siebie razem z nami.
   -Serio, na poważnie nie rozumiem, o co chodzi Wronie – mówi po chwili. – Przecież ja ją tylko lubię, nie wyznałem jej miłości ani nic w tym stylu.
   -Ale zaprosiłeś ją na wesele Piotrka – zauważam. –Bartek, ty też jesteś zły, on rano chciał ją zaprosić na randkę a ty ją bezczelnie zagadałeś.
   -Myślicie, że by z nim poszła? – pyta Kuba.
   -Idę o zakład, że dałaby mu kosza – mówi Michał. – Jakby spróbował jeszcze raz, to dostałby kolejnego, i tak raz za razem. Ale powiem ci Grzesiu, udało ci się w tym sezonie. Nie dość, że masz miejsce w kadrze to i Szarlotka cię polubiła, no no, gratulacje!
   -Oj tam – wzrusza ramionami Grzesiek. – Wiecie, co jest w tym powołaniu najgorsze? Że nie pojadę na Opener’a. Taco w tym roku gra!
       Może i Gregor swojego nowego ulubionego rapera na żywo na razie nie posłucha, ale słucha go teraz, na przedmeczowej rozgrzewce. Drze się na całe gardło i wygląda na bardzo szczęśliwego. Towarzyszą mu Bartek z Kubą, którzy kiwają się w rytm na boki, poza tym przy ławce trenerskiej siedzi Charlotte i delikatnie się kołysze. Uśmiecha się i bije brawo chłopakom. Całej scenie przygląda się rozciągający się z boku Andrzej. Boję się, że zaraz zamorduje Grześka, a po nim i chłopaków. Od całej apokalipsy ratuje nas Bonżurka, która postanawia jeszcze trochę z nami pogadać przed meczem. Chodzi po boisku, szepcze każdemu parę słów. Gdy podchodzi do Wrony jego wyraz twarzy diametralnie się zmienia. Nie wiem, co mogła mu powiedzieć, ale gdy wchodzi na zmianę za Pita, prezentuje się całkiem nieźle.
   -Może to ona zaprosiła go na randkę? – kpi oparty na moim ramieniu Kurek.
   -Ja myślę, że wystarczyło, że ona po prostu się do niego odezwała – stwierdzam i jak się po meczu okazuję, mam rację.



Charlotte

        Mecze w USA to była, jak na moje oko, sportowa tragedia, szczególnie ten pierwszy, ten drugi jeszcze taki tragiczny nie był. Na pierwsze spotkanie chłopaki wyszli wręcz pewni, że wygrają, tymczasem Amerykanie koncertowo ich zlali. W drugim po mojej powtórnej pogadance trochę zajarzyli, ale i tak nie na tyle, by wygrać spotkanie, choć w tie-breaku mieli prowadzenie. Z Chicago od razu lecimy na dwumecze do Kazania. Wcale nie czuję zmęczenia tą wielogodzinną podróżą, bo właściwie większość niej przesypiam. Gdy lądujemy, z podekscytowania nie mogę przestać się uśmiechać a gdy tylko biorę z taśmy moje bagaże, słyszę z tłumu moje imię. Od razu poznaję, do kogo należy ten głos. Luce dzielnie przedziera się przez ludzi, po czym wpada prosto w moje ramiona, zupełnie jak w filmach.
   -Jezu, Charlotte, jak ja za tobą tęskniłam, przeraźliwie tęskniłam, cholera, znów jesteśmy razem! – wrzeszczy mi do ucha. Mam wrażenie, że dosłownie wszyscy na lotnisku się na nas gapią, ale mnie to nie obchodzi. W końcu, po ponad pół roku jestem znów ze swoją najlepszą przyjaciółką, najlepszą, najcudowniejszą, najpiękniejszą kobietą na całym wszechświecie.
   -Też tęskniłam – uśmiecham się szeroko. – Strasznie żałuję, że nie mogę u ciebie przez ten czas nocować.
   -Co mu robi za różnicę, gdzie ty będziesz spać? – mruczy Luce wyglądając zza mnie i przyglądając się chłopakom. – Nie wiem, czy ci zazdroszczę, że tyle facetów jest wokół ciebie, czy ci tego współczuję.
   -Współczuj – przeczesuję jej gęste, czarne włosy palcami. – Czuję się jak przedszkolanka.
   -O ten – Luce pokazuje na Kurka – to nawet wygląda jak przedszkolak, taki bardzo wyrośnięty przedszkolak.
   -Dużo osób tak o nim mówi – uśmiecham się, po czym przedstawiam moją przyjaciółkę Stéphanowi i Philippowi. Dzięki bajeranckiej gadce Luce Stéphane pozwala jej wziąć mnie do siebie na noc. Najpierw jednak mam jechać z chłopakami do hotelu i rozpakować się w pokoju, dlatego umawiam się z Luce, by przyjechała po mnie za dwie godziny.
   -Co to za pani? – w autokarze dosiada się do mnie Kurek.
   -Przyjaciółka – odpowiadam. – Nocuję u niej dzisiaj.
   -Francuzka? – dopytuje Grzesiek.
   -W połowie, ma matkę Rosjankę, ojca Francuza. Razem studiowałyśmy, w tamtym roku dostała tu pracę – wyjaśniam. – Podoba się wam?
   -Andrzej! – Kuba zwraca się do siedzącego na końcu Wrony. – Podoba nam się przyjaciółka Charlotte?
        Andrzej mruczy coś pod nosem i dalej rozmawia z Miką. Patrzę się po rozbawionych chłopakach.
   -Co było w tym zabawnego? – pytam zbita z tropu ich głupim zachowaniem. – Rozmawiałam z wami, a wy nagle zaczepiacie Andrzeja.
   -Charlotte, czy ty jesteś kobietą? – szepcze Bartek.
   -A wy myślicie, że jestem facetem? – odpowiadam mu tym samym tonem. Kurek uderza z otwartej dłoni w twarz.
   -Nie chodziło mi o to – wzdycha ciężko. – No dobra, najwidoczniej potrzebujesz jeszcze trochę czasu.
   -Czasu na co? – dziwię się.
   -Zobaczysz – Możdżonek klepie mnie po ramieniu. – Obyś wtedy nie uciekła z krzykiem.
        Szybko zapominam o słowach Marcina. Niecierpliwie czekam na Luce a gdy trafiamy do jej mieszkania, jest niesamowicie szczęśliwa, że mogę mieć odrobinę wytchnienia od chłopaków. Nawet nie wzbraniam się przed zrobieniem mi drinka chociaż doskonale zdaję sobie sprawę, jak wyglądają drinki Luce.
   -No dobra, jesteśmy same, opowiadaj – moja przyjaciółka podaje mi szklankę. – Jak tam się z nimi pracuje?
   -Są marudni – przyznaję. – I się kłócą między sobą. Bardzo łatwo jest ich wyprowadzić z równowagi, jednocześnie potrafią być zbyt pewni siebie. Te pierwsze spotkania z Rosjanami i z Irańczykami w Polsce wygrali bez trudu, za to polecieliśmy do Stanów i nagle ich ta pewność uleciała. Znaczy, może inaczej, oni tam pojechali za pewni siebie, bo skoro wygrywali w Polsce to dlaczego mieliby nie wygrać na wyjeździe? Ale przegrali. Podwójnie.
   -A żaden ci się nie podoba?
   -Mówiłam ci wcześniej, czuję się jak ich przedszkolanka.
   -I z żadnym nic?
   -Z Grześkiem Łomaczem idę na wesele Piotrka Nowakowskiego. Siedzieliśmy i gadaliśmy, on wspomniał, że nie ma z kim na nie iść, ja powiedziałam, że dawno na żadnych nie byłam i chętnie bym na jakieś poszła, no to on mnie zaprosił, a ja się zgodziłam.
   -Pokaż mi ich.
        Pokazuje Luce nie tylko wcześniej wspomnianą dwójkę. Przerabiamy cały skład, Luce rzuca kolejnymi komentarzami przez które płaczę ze śmiechu. Niektóre z nich przypominam sobie kolejnego dnia na treningu.
   -Co się śmiejesz? – pyta mnie Oskar.
   -Zwracałeś kiedyś uwagę na podkolanówki Wrony? – mówię nie odrywając wzroku od Andrzeja. – Wiesz, że w dni parzyste nosi białe, a w nieparzyste czarne?
   -Naprawdę?
   -Serio – przytakuję. – Wczoraj oglądałyśmy zdjęcia z meczu z Amerykanami, na jednym meczu miał białe, na drugim czarne. Luce to zauważyła, oglądałyśmy jeszcze zdjęcia ze spotkań w Polsce i było tak samo. Dzisiaj jest czwartek, zobacz, ma białe. Możemy iść o zakład, że jutro włoży czarne.
   -Okej, idę na to. O co się zakładamy?
   -O wódkę.
   -Zakład stoi.
        Oczywiście ja wygrywam. Nawet delikatnie podpytuję się o ten fenomen Andrzeja, najpierw wymyśla jakieś pokrętne tłumaczenia ale potem przyznaje, że to jeden z jego siatkarskich rytuałów. Jako że do Iranu wylatujemy w poniedziałek rano, po drugim wygranym spotkaniu, za pozwoleniem Antigi, biorę Luce z nami do hotelu, oficjalnie by się pożegnać a nieoficjalnie, by wypić moją nagrodę za wygrany zakład. Kiedy robimy sobie naszą małą, dwuosobową imprezę, ktoś puka do drzwi. Pewna, że to chłopaki chcą się przyłączyć niechętnie otwieram drzwi, ale nikogo za nimi nie ma. Znajduję za to płytę z moim imieniem.
   -Mam się bać? – pokazuję Luce znalezisko.
   -Nie mam pojęcia – wzrusza ramionami. – Naprzeciw ciebie pokój mają jacyś siatkarze, tak? Spytaj się ich, może będą coś wiedzieć.
        Zgadzam się z nią, wychodzę z pokoju i pukam do drzwi naprzeciw.
   -Co tam? – uśmiecha się Grzesiek.
   -Znalazłam to pod drzwiami – mówię. – Nie wiecie, co tam może być?
   -Nie mam zielonego pojęcia – odpowiada mi Łomacz. – Ale jak chcesz, możemy to sprawdzić.
   -Luce! – krzyczę do mojej przyjaciółki. – Bierz wódkę, zamknij drzwi na klucz i chodź tu.
         Na hasło ‘wódka’ z sąsiedniego pokoju wybiega jeszcze Kubiak z Kurkiem. Całą ósemką, łącznie z mieszkającymi z Grześkiem Kubą i Marcinem, gromadzimy się wokół laptopa Łomacza.
   -No to odpalmy tą płytkę – mruczy Grzesiek. Na płycie znajduje się dwanaście niepodpisanych plików muzycznych. – To jak, włączamy?
   -Jak wy to mówicie, jedziemy z koksem - wzdycham nieco przestraszona.
       Pierwsza piosenka to disco polo. Nie znam się bardzo na polskiej muzyce, ale trochę w Polsce mieszkałam i co nieco wiem. To znam doskonale. Chłopaki dosłownie płaczą ze śmiechu, ja jestem chyba zbyt zszokowana, że ktoś chce mnie bardzo i nie może mieć.
   -Może ja pójdę po jeszcze jedną? – pyta po angielsku Luce pokazując na prawie pustą butelkę. Chłopaki chórem się zgadzają, więc Luce szybko wybiega z pokoju w poszukiwaniu najbliższego sklepu monopolowego.
   -No dobra, co to było? – pytam nadal nieco zbita z tropu.
   -Naprawdę się niczego nie domyślasz? – ton głosu Bartka podpowiada mi, że od bardzo dawna powinnam domyślić się czegoś, co dla nich wszystkich jest wręcz rzeczą oczywistą.
   -Nie.
   -Nie miałaś żadnych podejrzeń? Ani przez moment? – dziwi się Kubiak. – Charlotte, podobno kobiety to czują!
   -Niby co kobiety mają takiego czuć?
   -No że facetowi podoba się kobieta!
        Przejeżdżam wzrokiem po chłopakach i nadal nic nie rozumiem. Przypomina mi się sytuacja w autokarze sprzed paru dni, mimowolnie łączę ją z nietypowymi zachowaniem Andrzeja i nagle wszystko zaczyna nabierać sensu.
    -Chodzi wam o Wronę…?
        Dość głośna reakcja chłopaków składająca się z oklasków i stwierdzeń ‘no brawo, Charlotte’ daje mi odpowiedź.
   -Czyli ta płyta też jest od niego? – bardziej stwierdzam niż pytam.
   -Na sto procent tak – stwierdza Grzesiek. – Tylko on ma tu świra na twoim punkcie.
         Chwilę potem przychodzi Luce z wódką, colą i przekąskami, ‘co by twoi panowie się nie nawalili’. Włączamy kolejną piosenkę, znów disco polo, jakaś pani śpiewa, że ona jest taka cudowna, niewinna i słodka. Nawet zaczynam się bawić, tak jak reszta towarzystwa. Luce stwierdza, że ja i Łomacz, skoro idziemy razem na wesele, powinniśmy spróbować zatańczyć. Ona i chłopaki skaczą wokół nas, prześcigają się w wymyślaniu układów figur tanecznych. Zabawa w trwa w najlepsze, dopóki ktoś nie puka do drzwi. Bartek z Michałem zamykają się ze mną i z Luce w łazience, oczywiście zabierając ze sobą wódkę.
   -Tu u was taka głośna muzyka? – słyszymy głos Stéphana. Bartek ledwo trzyma się na nogach ze śmiechu, Michał przygarnia go do swojego ramienia by stłumić jego głos.
   -Nie – zaprzecza szybko Marcin. – To z góry. Pewnie Andrzej albo Piotrek Nowakowski.
   -Do wesela się przygotowuje – dodaje za nim Grzesiek.
   -No to śpijcie już – mówi Stéphane i wychodzi z pokoju. Chwilę potem wychodzimy i my, szczęśliwi, że nie zostaliśmy przyłapani. Biorę puste butelki po wódce i ‘prezent’ od Wrony i wracam z Luce do mnie. Luce wychodzi z hotelu przed śniadaniem, ale wraca po mnie nad wieczór, żeby pokazać mi miasto. Ostatni raz widzimy się na lotnisku, żegna się nie tylko ze mną, rozmawia także krótko z chłopakami i życzy im powodzenia.
   -Wiesz co? – szepcze mi na ucho. – Fajni są. Napić się można z nimi, i potańczyć.
   -Mogę cię polecić za mnie – mruczę, czując na sobie spojrzenie Andrzeja. – Albo chociaż jego ci zostawić.
   -Koniecznie pisz mi na bieżąco rozwój jego podrywu – Luce przytula się do mocno do mnie. – No dobrze, idź już, bo zaraz będę płakać.
       Tulimy się ostatni raz, po czym szybko dołączam do kadry. Każdy dostaje swój bilet na pierwszą część podróży do Iranu.
   -O, masz miejsce obok mnie – Wrona zagląda mi przez ramię.
   -To dobrze – stwierdzam. – Porozmawiamy.

----------------------------------------

No i się wydało... Jeżeli chodzi o bartusiową Lidkę, to jest bardzo smutna historia, jeśli ktoś nie czytał, odsyłam do zakładki historie i numeru siedemnastego, czyli Extrasystolii.

Komentarze

  1. no Szarlotce to jednak sporo zajęło, ale fajnie, że już wie, teraz może się razem ze wszystkimi nabijać z Andżejka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mentalnie opłakałam Lidkę, a tu taka niespodzianka!
    Dialog o organizacji pogrzebu absolutnie i w całosci podbił moje serce, a ja tym czasem smutam smutnym smutkiem, że została jeszcze tylko jedna część.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, nie ma to tamto, ja uwielbiam Twój styl! Kadra w Twoim wydaniu jest zbiorem dwumetrowych przedszkolaków, ale to bawi mnie do łez :D Sama nie wiem kogo z nich polubiłam najbardziej, bo każdy kadrowicz tutaj jest fenomenalny. Wrona jednak zachowuje się trochę niedojrzale, nie wiem czy Charlotte szuka właśnie takiego mężczyzny. Choć z drugiej strony trudno mi powiedzieć jaki on by był gdyby ich relacje poszły krok dalej. Ciekawa jestem tej rozmowy w samolocie, myślę, że ona rozwiąże całą tą sytuację.
    Jeśli masz ochotę, zapraszam na mojego nowego bloga, http://wbrew-rozsadkowi.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Stalker

I've sowed pain and instead of it, love will sprout in another spring.

Ave Delfina (II)