Raissa (I)

Charlotte jako bohaterka całego spalskiego zamieszania


Mika
     
          Targam moje walizy z bagażnika samochodu. Pogoda jest całkiem ładna, nie zapowiada się na deszcz. Patrząc po ilości samochodów na parkingu, większość chłopaków już się pozjeżdżała. Przy drzwiach stoi spore zgromadzenie i jak obstawiam, to raczej nie jest powitanie zorganizowane na mój przyjazd.
   -Stary, widziałeś tamtą laskę? – Wrona ciągnie mnie za łokieć, o mało nie wywalając się o moje bagaże. Aha, czyli to zbiorowisko jara się jakąś typiarką, powinienem się domyśleć.
   -No widziałem – przytakuję. – Pewnie jakaś nowa lekkoatletka albo ktoś od nich ze sztabu. Albo po prostu tu na konferencję przyjechała. Zresztą, co mnie ona obchodzi, ja mam dziewczynę.
   -Ale ja nie mam! – Andrzej nadal się ekscytuje. – Ja się za nią biorę.
   -Prędzej ja zagram z Zibim na Mistrzostwach niż ty ją poderwiesz – śmieje się Bartek i zakładając słuchawki na uszy odchodzi. Niezbyt zainteresowany oglądaniem Rudowłosej biorę swoje rzeczy i idę zająć pokój dla mnie i dla Piotrka. Nowakowski zjawia się paręnaście minut później i od razu porusza temat tajemniczej nieznajomej.
   -Masz żonę chyba – mówię, kończąc się rozpakowywać. Piotrek wzdycha i puka się w czoło.
   -Ja się tylko pytałem, czy ją widziałeś  - Cichy mruży oczy. – No to jak, widziałeś?
   -No widziałem, widziałem – przytakuję. – Ma ładne włosy.  
   -I co, to tyle?
   -Nie przyglądałem się jej. A tobie co?
   -Nic.
   -Nic?
   -Nic.
        Nie chcę dociekać, co siedzi Piotrkowi w głowie. Kładę się na łóżku i dzwonię do Heleny by dowiedzieć się, jak poszły jej kolokwia. Ledwo co wyjechałem, a już za nią tęsknię. Od kiedy wszystko nam się układa, chyba mogę nazwać się najszczęśliwszym mężczyzną świata. Helena jest idealna. Jest piękna, mądra, bystra…
   -Musicie mi pomóc! – do naszego pokoju bez pukania wpada Andrzej. Staram się zachować spokój domyślając się, na czym ma polegać nasza pomoc. Mijam go i bez słowa wychodzę na korytarz żeby dokończyć rozmowę z Heleną. Gdy wracam, pokój najwyraźniej stał się komnatą narad, gdzie oprócz Piotrka i Andrzeja jest także Włodi, Fabian, Karol i Zati.
  -Endrju chce być tak samo szczęśliwy z miłości jak ty – mówi Karol. – Pomożemy mu, prawda?
  -Nie jestem pewien, czy to będzie dobry pomysł. Wasze pomysły ani razu nie skończyły się dobrze, każdy o tym wie – mruczę, lokując się na kawałku wolnego miejsca na moim łóżku.
   -No ale no weź, Mati! – Andrzej przybiera ten swój płaczliwy ton. – Sam widziałeś to cudo!
   -Moim cudem jest Helena – mówię. – Wiecie już, co to za kobieta?
   -Zaczynamy śledztwo po wieczornym zebraniu – informuje Andrzej. – Musisz iść z nami.
        Znając chłopaków, nawet gdybym odmówił to i tak zostałbym w to wrobiony. Towarzystwo rozchodzi się do swoich pokoi, spotykamy się znów na kolacji, podczas której ponownie zostaje podjęty temat Rudowłosej. Włodarczyk i Zatorski robią uważny przeszpieg po jadalni. Chłopaki siedzący przy drugim stole przypatrują się nam z niezrozumieniem, szepcząc coś między sobą.
   -A im co? – pyta Karol, pokazując głową w ich stronę.
   -Patrzą się na nas jak na debili, bo się zachowujecie jak debile – biorę gryz kanapki. – Jej tu nie ma.
   -Może w każdej chwili przyjść – obrusza się Andrzej. Oszczędzam sobie reszty komentarzy na ten temat, słucham kolejnych wydumanych spekulacji Wrony powstrzymując się od śmiechu. Od razu po kolacji idziemy do sali konferencyjnej. Stéphane z Philippem przychodzą jako ostatni, ich obecność od razu kończy wszelkie rozmowy. Antiga wita nas na tegorocznym zgrupowaniu, wspierany przez Tomaszewskiego zaczyna omawiać plan działania. Jest nudno, Karol gra pod stołem w Quizwanie z Włodim, Kurek siedzi na Facebooku, Zati kopie się z Nowakowskim, właściwie każdy się nudzi, dopóki do sali nie wpada nasza tajemnicza rudowłosa. Rzuca coś po francusku do Stéphana i siada na wolnym krześle pod ścianą.  Kątem oka spoglądam na Andrzeja i chyba jeszcze nigdy nie widziałem go takiego szczęśliwego.
   -On umiera czy dostaje orgazmu? – mruczy do mnie Pit.
   -Nie wiem, chyba jedno i drugie – odpowiadam cicho widząc, że kobieta uważnie nam się przygląda. – Ciekawe, kto to jest.
   -Pewnie jakaś rodzina Stefana, skoro mówiła po francusku. Andrzej zaraz wejdzie mu w dupę, byleby ją wyrwać.
   -A więć chciałbym wam psiedstawić moja psijaciółka Charlotte Bertrand – Antiga pokazuje na rudowłosą, która staje obok niego. – Charlotte bendzie wasią, i nasią teź psycholog, źeby nam się lepiej pracowało.
       No i zagadka rozwiązana. Teraz Andrzej, zamiast trenować, będzie spędzał czas w gabinecie naszej uroczej pani psycholog, wymyślając sobie coraz to nowe problemy. Super.
   -Charlotte jest pół Francuzka, pół Polka – opowiada dalej Stéphane. – Bendzie z nami ciały cias psieś to zgrupowanie. Mozie Charlotte, powieć coś.
   -No więc tak jak Stéphane powiedział, nazywam się Charlotte Bertrand i będę z wami pracować – gdyby Antiga nie nadmienił, że jest w połowie Francuzką, to bym się w ogóle tego nie domyślił. Mówi idealnie po polsku. – W każdym razie jestem tu po to, by od razu rozwiązywać konflikty między wami, o ile takie się pojawią, pomagać wam ze stresem, z presją, z nadmiarem ambicji również. Nie interesuję się siatkówką, tyle wiem, ile mi Stéphane wytłumaczył. Niektórych was z twarzy kojarzę, od końca marca jeździłam na mecze żeby się w to trochę wkręcić…
   -I jak, udało się? – przerywa jej nie kto inny jak Wrona. Bartman z Kurkiem zaczynają podśmiechujki między sobą, Możdżon i Kubi też wyglądają na rozbawionych. No, to na pewno będzie wesoło.
   -Średnio – odpowiada Charlotte. – Zaczynamy od jutra. Będę chciała na osobności porozmawiać z każdym z was.
   -To mozie juś teraz się psiedstawcie – odzywa się Stéphane, więc po kolei wstajemy i przedstawiamy się.
   -A ciebie to z reklamy kojarzę! – klaszcze zadowolona Charlotte, gdy przedstawia się Bartek. Wszyscy zaczynają się śmiać, oprócz Bartka, któremu się to wyraźnie nie spodobało i Andrzejowi, bo to nie jego skojarzyła. – Jeszcze macie jakieś pytania?
   -Powiedz coś jeszcze o sobie – prosi Zbyszek. – Mówisz tak samo dobrze i po francusku, i po polsku.
   -Ja do siódmego roku życia mieszkałam w Polsce, potem przeprowadziliśmy się do Francji, do Paryża, mój ojciec stamtąd jest. Do Polski przylatywaliśmy na wakacje i na święta, w domu matka uczyła mnie i mojego brata polskiego. Jakoś przed liceum ojciec został wydelegowany do Bydgoszczy do pracy, więc się przeprowadziliśmy. Po liceum wróciłam do Paryża, tam studiowałam psychologię, potem znalazłam pracę i tam też mieszkam – Charlotte skraca nam historię swojego życia. Andrzej o nic nie pyta, zwołuje za to ‘meeting w trybie natychmiastowym!!!!!!’. Nowakowski od razu odmawia brania udziału w tym cyrku, mnie siłą wciąga w to Wojtek.
   -Ja ją muszę mieć – Andrzej chodzi po pokoju. Której to on nie musiał mieć… - Szukamy jej i na fejsie, i na instagramie, i na twitterze. Karollo-fejs, Włodi-insta, Zati-twitter. Mati, ty najbardziej ogarnąłeś francuski, jak pisze się jej nazwisko?
   -Patrzę się na was i widzę gimbazę – otwieram okno i zapalam papierosa. – Nie wiem.
   -To się zastanów!
   -B jak jesteś debilem, E jak i tak cię nie zechce, R jak robimy z siebie pośmiewisko, T jak wielka kompromitacja, R jak żal mi ciebie, A jak debilu totalny, N jak nie masz za grosz wstydu, D jak zajmij się graniem.
   -Czyli że Bertrand, tak? – Karol podnosi łeb znad tabletu. – W znajomych Stefcia znalazłem jakąś Charlotte Bertrand.
        Chłopaki od razu gromadzą się wokół Kłosa jednak jęk zawodu z ich strony świadczy, że niewiele znaleźli.
   -Ma zablokowany profil – wzdycha Andrzej. – Ale statusu też nie ma ustawionego, więc szukamy dalej.
   -MAM! – zrywa się Włodi po chwili ciszy. – MA INSTA! I MNÓSTWO SAMOJEBEK!
        Ciekawy profilu Charlotty gaszę papierosa i dołączam do chłopaków. Rzeczywiście ma dużo swoich zdjęć, ma też sporo fotek z Paryża. Gdy trafiamy na jej zdjęcie z jakimś facetem, Andrzej od razu panikuje.
   -Co to znaczy frère? – pyta zdenerwowany. Ja nie wiem, śmiać się czy płakać?
   -To znaczy brat. Jakbyś bardziej słuchał Leny, to byś się więcej nauczył – odpowiadam.
   -To ona mnie pierwsza nie lubiła, nie ja ją – Andrzej posyła mi groźnie spojrzenie. – Ona jest za Zaksą i na nas, siatkarzy Skry, patrzyła, jakbyśmy całą Zaksę wymordowali.
   -Ja tam ją lubiłem – mówi Kłos. – Na to zgrupowanie też mogłaby wpaść, nowych poduczyć.
   -Myślisz, że się opłaca? – śmieje się Wrona ale szybko przestaje, gdy trafia na kolejne zdjęcie Charlotty, tym razem z jakimś innym mężczyzną. – A to, co to znaczy, mądralo? – pokazuje mi na podpis fotki.
   -Nie wiem, idź się sam jej spytaj – wzruszam ramionami. – Andrzej, przede wszystkim, to się ogarnij, bo zachowujesz się jak nastolatka. Człowieku, pierwszy raz tak się zapalasz na jakąś laskę, zluzuj! Ona ma być przez całe te zgrupowanie, patrz, ile czasu przed tobą!
   -Mikson ma rację – wtrąca się Włodarczyk. – Musisz to dobrze zaplanować. Pośpiech nie jest tu wskazany. To, że ci się podoba nie znaczy, że musi być fajna. Poza tym pamiętaj, nie jesteś jedynym singlem w tej kadrze i nie myślę tu o sobie. Nie wiesz też, czy ona kogoś nie ma. My jesteśmy tu po to, żeby ci pomóc w tej misji, ale wszystko po kolei. Ten tydzień zostawmy sobie na wybadanie jej i stwierdzenie, czy jest warta jakichkolwiek starań.
        Jako że Włodi rzadko mówi z sensem, tym razem muszę się z nim zgodzić. Jego mowa przekonuje Andrzeja, który uspokaja się i uznaje, że swoje plany zacznie realizować dopiero po swojej jutrzejszej wizycie.


  

Wronka

            Na stołówkę weszła przy Dla mnie masz stajla. Uśmiechała się do wszystkich i zdecydowanie miała stajla. Zwykle największą uwagę na początku zgrupowań przyciągały lekkoatletki, tym razem wszyscy patrzyli się na Charlottę, która nie robiąc nic i nie zwracając na nic uwagi, przyciągnęła wszystkie męskie spojrzenia. Po prostu siedziała ze Stefanem i Filipem i jadła z nimi śniadanie.
   -Jaki ona ma śmiech, ja pierniczę, zaczynam się bać!
         Mierzę wzrokiem Zatorskiego i udaję, że nic nie usłyszałem. Przyglądam się uważnie Charlotte. Dużo się uśmiecha i wygląda na całkiem zadowoloną z pobytu tutaj. Mimowolnie przenoszę mój wzrok na stolik Zbawicieli, którzy najwidoczniej także rozmawiają o naszym nowym kadrowym nabytku. Najwięcej gapi się Kurek, choć wcześniej to Bartmana podejrzewałbym o nadmierne zainteresowanie.
   -Wrona, czy ty żyjesz? – Karollo trąca mnie łokciem. Kiwam głową, nie odrywając wzroku od Charlotty. – A tę piosenkę słyszysz?
   -I co z tą piosenką jest nie tak? – mruczę.
   -No chodź, chodź ze mną do łóżka, to chyba jest twoje pragnienie wobec naszej prześlicznej mademoiselle psycholog, c’est vrai?
   -Od dziś będziemy ją nazywać Raissa – dodaje Włodi. Charlotte wstaje, od razu odwracam od niej wzrok i biorę się za robienie kolejnej kanapki. – Podeszła do Zbawicieli, do Możdżona, pewnie od niego zacznie nas gnębić.
       Charlotte nie tylko podchodzi do Marcina, dosiada się do chłopaków i zaczyna z nimi rozmawiać. Wkurzają mnie ich spojrzenia w nią wbite, zachowują się, jakby pierwszy raz mieli do czynienia z kobietą. Gdy nagle wszyscy spoglądają na nasz stolik, cała nasza banda spuszcza głowy.
   -Czy oni się na coś na nas poskarżyli? – szepcze Zatorski. – Przecież jeszcze nic nie zrobiliście…
   -A jak oni się domyślili, że ty się w niej bujasz i jej to powiedzieli? – mruczy do mnie Karollo. Ciężko przełykam ślinę i kiedy lekko podnoszę wzrok do góry, widzę przed sobą Charlottę.
   -Ty jesteś Andrzej, tak?
        Wydaję z siebie serię dźwięków, które mają znaczyć ‘tak, to ja, o co chodzi?’. Charlotte chyba nie rozumie, Karol powtarza jej to, co powiedziałem. Gratuluję Wrona, wyszedłeś na sepleniącego idiotę, to świetny początek!
   -Okej, to Andrzej chciałabym żebyś wpadł do mnie jako drugi, po Zbyszku – siada na wolnym miejscu przy Pawle. – Może być?
   -Tak tak – odzyskuję zdolność mówienia. – A kiedy dokładnie mam przyjść?
   -Zbyszek ma przyjść do mnie za jakąś godzinę, jak skończę z nim spotkanie, zadzwonię do ciebie, Stephane podał mi wasze numery telefonu. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza? – Charlotte obdarza nas najpiękniejszym uśmiechem, jaki widziałem w całym swoim życiu. Mówi coś jeszcze, ale jestem tak zafascynowany jej urodą, że nie potrafię się skupić na słowach. Wcale nie chcę, żeby od nas odchodziła, ale nie wiem, jak mam ją zatrzymać. Zrezygnowany nie mówię nic i  zamiast bezsensownych prób biegnę do pokoju,  by należycie się przygotować. Wywalam z szafy moje wszystkie ubrania i uważnie oglądam każdą koszulę.
   -Może od razu załóż garnitur? – Włodi rzuca we mnie pustą butelką po wodzie stojącą na biurku. – Wypastować ci pantofelki?
   -Jebnąć ci? – warczę. – Muszę wyglądać dobrze.
   -No tak, Zbyszek to pewnie tak się odpierdoli, że z miejsca Raissa się w nim zakocha.
   -A niech tylko spróbuje!
   -Kto czego ma spróbować?
       Nie rozumiem, dlaczego Wojtka to tak strasznie bawi. Nie widzę nic śmiesznego w wyglądaniu dobrze dla kobiety, w której zdecydowanie się zakochuję.
   -Andrzej, daruj sobie ten garnitur – do pokoju wchodzi Karollo. – Jak jej się spodobasz, to bez różnicy czy w dresie, czy w garniaku…
   -A i tak nagi spodobasz się jej najbardziej – dodaje z głupim uśmiechem Wojtek. Przewracam oczami i zamykam się w łazience, by nażelować sobie włosy. Pryskam się najbardziej drogą wodą kolońską w całej mojej bogatej kolekcji, sprawdzam, czy nie wyskoczył mi żaden pryszcz i czekam na telefon od Charlotte.
   -Zero na dziesięć, następny!
        Karol ledwo powstrzymuje mnie od rzucenia się na roześmianego od ucha do ucha Włodarczyka.
   -Im bardziej się spinasz, tym bardziej mnie bawisz – śmieje się Wojtek.
   -Jak chcesz, możesz dołączyć do Bartmana, idealnie się dogadacie – warczę. – Skoro tak cię to wszystko bawi, to się stąd wynoś.
   -Dobra, już, Andrzej spasuj – Karol klepie mnie po plecach. – Wojtek, twoje komentarze naprawdę nie są śmieszne. Dobrze, że chociaż na jednej kobiecie mu zależy.
       Niezainteresowany rozmową chłopaków siadam na łóżku, biorę telefon w dłonie i gapię się na ekran. Minuty mijają niczym godziny, w końcu wstaję i kręcę się po pokoju, a gdy dzwoni do mnie Charlotte, komórka wypada mi z rąk. Pierwszego połączenia z wrażenia nie odbieram, za drugim razem zieloną słuchawkę naciska za mnie Wojtek.
   -Andrzej, to zapraszam cię już do siebie, pokój 174.
         Całkowicie zestresowany mruczę pod nosem odpowiedź. Ostatni raz poprawiam w lustrze grzywkę, przybijam pokrzepiające piątki z chłopakami i wychodzę, by zdobyć miłość mojego życia.
   

Charlotte

            Nalewam sobie do szklanki wody i kątem oka zerkam na leżącą przede mną listę siatkarzy. Została mi jeszcze dwudziestka olbrzymów.
   -Proszę!
        Drzwi nie otwierają się, ciągle słyszę ciche pukanie. Podchodzę więc, otwieram je, ale nie widzę nikogo. Wybieram ponownie numer Andrzeja, za rogiem słyszę niezbyt ambitną piosenkę disco polo która milknie, gdy tylko Andrzej odbiera moje połączenie.
   -Ja nie jestem taka straszna, wiesz? – mówię mu. – Jak potrzebujesz jeszcze chwilę czasu, to zadzwonię po kolejnego siatkarza.
    -Nie nie – Andrzej wychodzi natychmiast zza rogu. – Przepraszam, musiałem wrócić się na chwilę do pokoju. Jestem… jestem cały twój.
   -Świetnie – uśmiecham się. – Zapraszam do środka.
        Niepewny, wystraszony… jakoś specjalnie na takiego nie wyglądał, a i Zibi co innego o nim wspomniał… Siadamy naprzeciwko siebie, Wrona unika patrzenia mi w oczy, bawi się palcami. Denerwuje się. Naprawdę jestem taka straszna?
   -Nie będę cię wypytywała o nic osobistego – próbuję go uspokoić. – Ale jednej rzeczy jestem ciekawa. Ta piosenka, którą masz na dzwonku, to przypadek, czy ja dla ciebie jestem niebezpieczna, niedostępna i łamię serca, tak jak jest w tej piosence?
   -To robota Wojtka Włodarczyka – Andrzej robi się cały się cały czerwony, a ja wybucham śmiechem.
   -A odwet będzie? – pytam sprawiając, że kąciki ust Wrony drgają nieznacznie ku górze.
   -Myślę, że mu tego nie odpuszczę – spogląda na mnie ciągle z tym samym, nieśmiałym uśmiechem.
   -Przejdźmy może do głównego celu naszego spotkania… Przede wszystkim chciałabym żebyś mi powiedział, dlaczego akurat siatkówka.
   -Bo pływanie mnie nudziło. Potem spróbowałem siatkówki, no i się zakochałem.
   -Trudna miłość?
   -Tak, chwilami nawet bardzo. Miałem kontuzję, byłem w szpitalu, to było parę lat temu ale przez to nauczyłem się doceniać to, co mam teraz.
        Kontuzje – są. Przejścia –są.
   -A teraz jak się czujesz w kadrze?
   -W porządku.
   -Konkurencja na pozycji?
   -Jest.
   -Mistrzostwa przesiedziałeś na ławce rezerwowych,  w tym sezonie nie boisz się powtórki?
   -To Stefan wybiera zawodników na mecz. Jeżeli postawi na mnie, postaram się dać z siebie wszystko, zawsze tak było.
   -A jeśli i tym razem postawi na kogoś innego? Środkowym jest też twój najlepszy przyjaciel Karol, jest Marcin, jest Piotr…
   -I co w związku z tym?
        Nerwowy, niepewny swojej pozycji w kadrze. Chyba łatwo podatny na wpływy innych.
   -To jest pytanie, na które sam musisz sobie odpowiedzieć – rzucam kątem oka na notatki, które zrobiłam rozmawiając z Bartmanem. – Pytanie z innej beczki-masz na coś alergię?
   -Nie, chyba nie.
        Bartman odpowiedział, że ma alergię na Andrzeja… Konflikt? Przyjrzeć się bliżej ich relacjom.
   -Na pewno? Dobrze, żebym wiedziała takie rzeczy. Niby z pozoru to nie powinno być ważne, ale czasem to może wpływać na wasze samopoczucie…
   -Nie, nigdy nie miałem z tym problemów.
   -Jeżeli mówimy o problemach, miałeś może problem z kimś z kadry?
        Andrzej kręci przecząco głową. Nie przekonał mnie w ogóle. Nie będę za bardzo naciskać, wszystko wyjdzie w trakcie.
   -Jak na ciebie mówią w kadrze?
   -Różnie, zwykle Endrju czy po prostu Wrona, no i po imieniu oczywiście też. A ty, jak chcesz na mnie mówić?
        Czy ja się przesłyszałam? A jak ja mam mówić, królu, księciu? Narcyz.
   -Po imieniu – staram się uśmiechać naturalnie. – Nie jestem zwolenniczką przezwisk czy przyimków.
   -Przydomków – poprawia mnie Andrzej.
   -Nieważne – wzruszam ramionami, spoglądając na listę siatkarzy. – A co myślisz o powrotach do kadry?
   -O Bartku?
   -Z tego co mi wiadomo, to nie tylko on wrócił.
   -No nie, ale jego powrót był najgłośniejszy. W każdym razie każdy się tu przyda.
   -Każdy?
   -Tak, każdy.
        Chwila zawahania w jego głosie świadczy o czymś zupełnie innym…
   -Cele na ten sezon?
   -Podium we wszystkim, co możliwe.
        Zadaję mu jeszcze kilka pytań, po czym dzwonię po kolejnego siatkarza. Marcin sprawia wrażenie ułożonego, ale i dość ponurego, nawet trochę gburowatego mężczyzny. Gdybym była małą dziewczynką, pewnie bym się go bała.
   -Jak się czujesz w kadrze? – zadaję mu podstawowe pytanie.
   -Całkiem nieźle – odpowiada. – A pani?
   -Mówmy sobie na ty – uśmiecham się. – W porządku, to dopiero mój drugi dzień tutaj, więc nie mogę nic więcej powiedzieć. Dobrze, więc jesteś na pozycji środkowego. Masz sporą konkurencję, prawda?
   -Tu każdy ma konkurencję na swojej pozycji. Do Spały przyjeżdżają bardzo dobrzy siatkarze, a na boisko wychodzą tylko najlepsi z nich.
   -Więc musisz być bardzo dobry, skoro tu się znalazłeś.
   -Teraz zostaje mi być najlepszym.
   -Status mistrza świata nie daje ci pewności bycia najlepszym?
   -Nie.
        Spokojny, racjonalny, szczery, dość skromny… Dobre cechy na kapitana drużyny. Z Marcinem rozmawia mi się o wiele lepiej niż z pewnym siebie Zbyszkiem czy dziwnie się zachowującym Andrzejem. Całkiem nieźle wypada też Rafał Buszek i Piotrek Gacek. Po nich przychodzi Mateusz Mika, który na pytanie ‘Co jest dla ciebie najważniejszą rzeczą?’ przez dziesięć minut opowiada o swojej dziewczynie Helenie, i Wojtek ‘najbardziej na świecie lubię dobre bajlanda’ Włodarczyk. Dłuższą chwilę wytchnienia łapię, gdy schodzę na świetlicę obejrzeć mój ulubiony serial. Po paru minutach wchodzi siatkarz, którego z imienia jeszcze nie kojarzę.  Wiem na pewno, że jest z drużyny Stephana i że jest na mojej liście do przepytania. Uśmiecha się, więc i ja się uśmiecham. Siada obok mnie i spogląda na ekran.
   -A więc to jest ten twój serial? - pyta, na co potakuję głową. - A ten to kto?
   -Ibrahim Pasza - odpowiadam.
   -A ten?
   -Sułtan Sulejman Wspaniały.
   -Boże, jakie oni mają piękne brody!
       Przenoszę wzrok na rosnący zarost mężczyzny, próbując się nie roześmiać.
   -Nie wiem, czy tobie by pasowała taka broda - mówię. Brunet marszczy czoło i dotyka się po swoim zaroście.  
   -Nie znasz się - mruczy, chyba nieco obrażony moim stwierdzeniem. Wzruszam ramionami i wracam do oglądania serialu.
   -A ta, o ta ta o, ta ruda, to jak ty wygląda!
   -To Hurrem, żona Sułtana i matka jego piątki dzieci.
   -A ta co weszła, to kto?
   -Sułtanka Hatice, siostra Sulejmana i żona Ibrahima.
   -O, a ta?
   -Sułtanka Mahidevran, urodziła Sulejmanowi syna Mustafę przed tym, jak do haremu Sułtana trafiła Hurrem.
   -Jakie to wszystko skomplikowane!
        Śmieję się przypominając sobie swoje początki z serialem.
   -No, też tak myślałam jak to pierwszy raz obejrzałam - uśmiecham się. W drzwiach pojawia się Model z Reklamy i spogląda to na nas, to na telewizor.
   -Szukałem cię, Michał - zwraca się do siatkarza siedzącego obok mnie. No, jakiegoś tam Michała na liście mam… - Więc to jest ten wspaniały serial, tak? - Bartek siada w fotelu.
   -Jeszcze nic z niego nie rozumiem - mówi Michał. - Ale mają tu bardzo ładne brody. Podziwiam mocno.
   -To sobie taką wyhoduj - odpowiada Kurek. - Co o tym myślisz, Charlotte?
   -Że będzie wyglądał jak... jak... - pstrykanie palcami w ogóle nie pomaga mi w przypomnieniu sobie potrzebnego mi słowa. - No, wiecie jak kto!
   -Nie wiemy - Michał mruży oczy.
   -Chwila... wiem, jak żul! - uśmiecham się szeroko.
   -Jak żul?! - oburza się brunet. - Czy ty rozumiesz, kto to jest żul? Rozumiesz?!
   -Tak – potakuję. – Chyba że zamiast żula wolisz być hipsterem, co?
        Michał najwidoczniej nie potraktował tego jako żartu, bo wygląda, jakby miał zaraz się rozpłakać. Kolejny dziwny typ… Przez resztę serialu rozmawiam głównie z Bartkiem, Michał jest zbyt zajęty byciem obrażonym. Gdy przychodzi na rozmowę do mnie, nadal jest zły. Udaję, że nic nie widzę, skrzętnie zapisując wszystkie wyciągnięte spostrzeżenia. Późnym wieczorem zbieram moje wnioski i idę z nimi do Stéphana i Philippa.
   -I co o nich myślisz? – pyta mnie Stéphane.
   -Naprawdę chcecie to wiedzieć? – wzdycham ciężko. – To są cipy.
   -Cipy? – śmieje się Philippe.
   -Tak. Cipy – powtarzam raz jeszcze. – Dorośli faceci tak się nie zachowują. Ja nie wiem, kogo wy powołaliście?! Osoby upośledzone są mniej upośledzone od nich. Jednemu nie da się nic powiedzieć bo zaraz płacze i się obraża, dwóch ma na wszystko wywalone, inny nie ma żadnych priorytetów poza imprezami, jeszcze inny się mnie chyba boi… Między nimi są konflikty. Mają między sobą jakieś niewyjaśnione sprawy, żale o coś. Mówiliście, że w tamtym roku żarli się na zgrupowaniach, prawda? Jak teraz niektórzy powracali, to będzie jeszcze gorzej.
   -Ale ty coś zrobisz z tym, prawda? – Stéphane nalewa mi soku do szklanki.
   -Ja nie jestem cudotwórcą, ja jestem psychologiem. Ja im mogę pomóc uporać się z presją, z nerwami, mogą mi się wygadać, ale oni sami muszą tego chcieć. Żaden z nich nie pracował wcześniej z psychologiem, muszą się jeszcze przełamać. Nie wiem, po jednym dniu trudno jest mi powiedzieć cokolwiek więcej.
   -A jest ktoś w miarę normalny? – pyta tym razem Philippe.
   -No, na razie za normalnych mam Możdżonka, Buszka i Gacka. Młodzi też są jeszcze nieskalani głupotą nieco starszych kolegów – biorę łyk ze szklanki i zerkam na moje notatki. – Nie wiem panowie, naprawdę nie wiem, czy wasi podopieczni są reformowalni.
   -Ale bądź dla nich miła, dobrze? – prosi Stéphane.
   -Nic nie obiecuję – wzruszam ramionami, zerkając na uśmiechającego się Phillipa – Najwyżej kogoś zabiję.

-----------------------------------

No więc powitajmy gorąco Charlotte zwaną również Raissą. Charlotte nie będzie w żadnym wypadku poważna, chcę, żeby ta seria była dość lekka i zabawna. Będą niespodziewane wizyty bohaterek innych miniatur ale i nie tylko miniatur (dwie niespodzianki w części mateuszowej już odkryłam).

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Stalker

I've sowed pain and instead of it, love will sprout in another spring.

Ave Delfina (II)