Extrasystolia (I)
Lidka jako bohaterka tej historii
I. But now the world turns around me.
Tylko tyle dostałem za lata wyrzeczeń
dla tej kadry, tak? Słowa ‘Nie widzę dla ciebie teraz miejsca’ miały
wystarczyć? I co, ja mam grzecznie się z tym pogodzić i odejść, JA?
-Nawet nie dostałem szansy, by zagrać! –
wrzeszczę wściekły. – Przecież wszyscy wiemy, że bez Bartmana ta kadra gra, co
gra, a beze mnie?! Tak, trzymaj dalej
Kubiaka na rezerwach! Z resztą, to już mnie więcej nie obchodzi.
Na pożegnanie trzaskam drzwiami i nie
zwracając uwagi na nikogo szybkim krokiem idę do mojego pokoju.
-Dlaczego się pakujesz? – pyta mnie Michał,
gdy wrzucam ubrania do torby.
-‘Cóś, Bartoś, nie widźie dla ciebie teraź
miejśća’ – parafrazuję Antigę i zagryzam wargi, by nie rozpłakać się przy Kubim
jak małe dziecko.
-Nie pierdol, że dał ci kopa – Michał chyba
myśli, że żartuję. Kurwa, chciałbym z tego żartować… - Ej, Bartek, na serio?
-Nie, no co ty, sam poprosiłem go o urlop!
-Naprawdę cię wywalił?
-Naprawdę. W sumie to powinienem się
cieszyć, że nie będę brać dłużej udziału w tej szopce nazwanej hucznie kadrą,
ale tobie, Możdżonowi, Igle i Gumie życzę medalu z całego serca. No, to
powodzenia, do kiedyśtam.
Nie chcę wiedzieć, jak beznadziejnie
muszę wyglądać. Mam ochotę wypalić paczkę papierosów i wypić butelkę wódki,
chociaż to by mi w niczym nie pomogło, pewnie czułbym się przez to jeszcze gorzej.
Idę na najbliższy przystanek, na rozkładzie jest napisane, że autobus na
dworzec mam za dziesięć minut. W tym czasie może zdążyć tu przytuptać Kubiak ze
świtą i będą próbować mnie pocieszyć, za dobrze go znam.
-Przepraszam…
-Co?!
Podnoszę wzrok i obok siebie widzę
delikatną brunetkę, która patrzy się teraz na mnie przelęknionym wzrokiem. Ugh,
muszę nauczyć się nieprzelewania na ludzi moich emocji.
-Przepraszam za ten ton – mówię spokojnie. –
Coś się stało?
-Właściwie to mam do ciebie prośbę –
dziewczyna od razu ożywa i uśmiecha się szeroko. Co, autograf czy zdjęcie? –
Masz facebooka?
-No mam.
-A wiesz, co to jest Candy Crush?
-No wiem.
-A będziesz mógł mnie dodać do znajomych,
tak na chwilkę, i wysłać mi życie, bo mi się skończyły?
To jest najbardziej nietypowa rzecz, o
którą mnie kiedykolwiek poproszono.
-No dobra – przytakuję głową. – To jak się
nazywasz?
-Lidia Markiewicz.
Brunetka bez skrępowania wsadza mi nos
w telefon zerkając co raz to na ekran mojego, to na ekran swojego.
-Bartosz Kurek, tak? Ja cię skądś kojarzę.
Nie wiem skąd, ale kojarzę. Daj mi się zastanowić… Ja cię chyba widziałam w
telewi… PAN SEREK!
-Nie rozumiem.
Rozumiem aż nazbyt dobrze, tylko jak
zwykle muszę strugać głupca. Czy ja już do końca życia będę kojarzoną z tą
jedną reklamą?
-No bo ty grałeś w reklamie Danonków, nie?
-W reklamie Monte.
-Co w reklamie Monte?
-No grałem w reklamie Monte, a nie w
reklamie Danonków.
-Nieważne w jakiej, ale cię z niej kojarzę.
Gdzie teraz jedziesz?
-Do domu, do Łodzi. Najpierw muszę dojechać
na dworzec.
-O, ja też. I na dworzec, i potem do Łodzi.
Ona już się chyba nie odczepi, prawda?
Wolałbym, żeby to była jednak nieprawda. Nie mam ochoty na towarzystwo
kogokolwiek, a zaraz pewnie będą dzwonić dziennikarze z pytaniem o komentarz o
decyzję Antigi.
-Jak masz mnie dosyć, to ja już nic się nie
odzywam – mówi Lidia, przez co robi mi się jakoś dziwnie. Nie wiem, co mam
powiedzieć, więc nie mówię nic, nawet, gdy wsiadam za nią do autobusu. Co
więcej, stoję za nią w kolejce po bilet na pociąg, i nic.
-To mieszkasz w Łodzi, tak? – pękam.
Brunetka przytakuje i częstuje mnie żelkami. – Wywalono mnie z kadry. Dwa
tygodnie przed Mistrzostwami Świata.
-No widzisz. A ja za miesiąc się zabiję.
Lidia mówi to tak beztrosko, że chyba
powinienem potraktować to jako żart?
-Jak to się zabijesz? – pytam niepewnie.
-No normalnie – odpowiada. – Nie mam po co
dalej żyć.
-Czy ty się dobrze czujesz?
-Dobrze. Jutro wieczorem zaczynam moją
podróż.
-Gdzie jedziesz?
Dziewczyna wyjmuje z torebki zeszyt i
mi go podaje.
-Tu masz cały plan – mówi. – Po prostu lecę
do jakiegoś miasta, tam rezerwuję sobie hotel, oglądam sobie, lecę do kolejnego
i tak dalej.
-Nie masz nic porezerwowanego?
-Oprócz biletów lotniczych, to nie. Pełen
spontan. Znaczy się, prawie pełen, mam z tyłu listę hoteli, w którymś zawsze
się zatrzymam.
-Z kim lecisz?
-Sama. To jest moje pożegnanie ze światem.
-Skąd masz na to wszystko kasę?
-Byłam modelką przez dobre parę lat. Czemu
mnie tak o wszystko wypytujesz? Jak chcesz ze mną trochę zobaczyć, to po prostu
powiedz. Za co cię tak w ogóle wywalono z kadry?
-Zastąpiono mnie kimś innym.
-Kimś lepszym?
-W mojej opinii, niekoniecznie.
-Ja jestem ciągle zastępowana kimś innym,
więc już się przyzwyczaiłam. Ale za pierwszym razem też mnie bolało.
-I co zrobiłaś?
-Nie pamiętam. Chyba nic szczególnego.
W megafonach zapowiadają podjazd naszego
pociągu na peron. Przypatruję się ruchom Lidki i rzeczywiście ma w sobie coś z
modelki. Przyciąga spojrzenia ludzi choć nie wygląda na wielką gwiazdę.
Lokujemy się w przedziale, gdzie siedzi już jakaś kobieta i czyta gazetę. Po
chwili dostrzegam, że na okładce magazynu widnieje zdjęcie Lidki.
-Mówiłaś, że skończyłaś karierę – szepczę do
niej, pokazując jej na czasopismo.
-No bo skończyłam – mówi. – To moja ostatnia
sesja. Szczerze, nie jestem z niej bardzo zadowolona. Ubrania były okropne, no
i wyszłam grubo…
-Co to znaczy ‘wyszłam grubo’?
-Że nie szczupło?
Proszę kobietę o pokazanie mi na chwilę
gazety, znajduję zdjęcia Lilki, na których wygląda jak patyk a nie jak baleron,
co było oczywiste.
-Jesteś pojebana – stwierdzam, ale nie robi
to na niej wrażenia.
-Kompleks modelki – wzrusza ramionami. – Nigdy
nie będę wystarczająco szczupła. Ostatnio nawet nie mogę patrzeć się na siebie
w lustrze.
-Gdybym był tak chudy, też bym nie mógł.
-Dzięki za miłe słowa na samym początku naszej
znajomości, panie Serku. Właściwie, to już jej koniec, także powodzenia w
karierze i takie tam, nara.
Lidka chce zabrać swoje rzeczy, ale
jestem szybszy i to w moich rękach ląduje jej torba.
-Oddawaj, dziadzie!
-Oj no przepraszam.
-Ładniej.
-Co ładniej?
-Ładniej mnie przeproś, to zostanę, inaczej
pójdę po pana od pociągów i powiem, żeś złodziej.
-Przepraszam za moje wcześniejsze słowa.
Naprawdę przepraszam.
Brunetka siada na swoje miejsce,
mrucząc coś w nieznanym dla mnie języku.
-Co to za język? – pytam zaciekawiony.
-Węgierski – odpowiada. – Powiedziałam, że
mogłam cię nie zaczepiać.
-Skąd ty znasz węgierski?
-Studiowałam trochę. Właściwie to pierwszy
rok mam zaliczony. Potem na poważnie zajęłam się byciem wieszakiem. Żałuję, że
nie podjęłam się ciągnięcia na raz i jednego, i drugiego.
-Dałabyś radę?
-Jakbym spróbowała, to bym się dowiedziała.
-Może zamiast tego, co masz zamiar zrobić po
podróży, to podjęłabyś na nowo studia?
-Nic mnie nie przekona do nie zabicia
siebie.
-Nawet ja?
-Nie bądź naiwny, Seruś.
Jej beztroski śmiech i lekkie podejście
do tematu samobójstwa sprawia, że mam ochotę zadać mnóstwo pytań, ale się
wstydzę, no i prawie się nie znamy. Poza tym, do naszego przedziału wchodzi
grupa nastolatków, która zajmuje pozostałe miejsca. Pociąg rusza, Lidka z
uśmiechem patrzy się w krajobraz za oknem.
-Zawsze wydawało mi się, że koła ocierające
się o szyny grają jakąś melodię – wyznaje, na chwilę przenosząc wzrok na mnie.
– Czasem brzmią jak marsz żołnierzy, czasem jak czyjś płacz a czasem jak
najpiękniejsza muzyka. A ty co o tym myślisz?
-Że nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Często
ten dźwięk brzmi tak okropnie, że nie da się tego wytrzymać – odpowiadam. Lidka
kręci głową i wraca do patrzenia się za okno.
-Nie ma w tobie krzty wyobraźni – oznajmia.
Nie odpowiadam na to nic, bo w tej samej chwili rozdzwaniają się nasze
telefony. Na wyświetlaczu mojego pojawia się Kaśka, nie wiem, kto dzwoni do
Lidki, ale ona odrzuca połączenie, więc i ja robię to samo.
-Mój chłopak – szepcze.
-Moja dziewczyna – też szepczę. – Chyba
powinienem jej powiedzieć o kadrze.
-Przy wszystkich? Rozpoznali cię, ciągle na
nas spoglądają. Oswój się z tą sytuacją i dopiero potem powiedz o tym swojej
dziewczynie.
-Teraz to bym najchętniej zniknął.
-Mówiłam, możesz jechać ze mną. Zastanów się
nad tym przez drogę, jak wysiądziemy to powiedz, czy się na to decydujesz.
Przez resztę czasu zupełnie się do
siebie nie odzywamy. Staram uświadomić sobie fakt, że to nie mnie jest dane
zdobyć medal dla Polski. Nie chcę stawać przed dziennikarzami i kibicami i
tłumaczyć się, dlaczego nie zagram, bo sam się z tym nie zgadzam. Nie chcę,
żeby teraz ktokolwiek mnie widział. Chcę gdzieś zniknąć, przepaść. W Łodzi daję
Lidce twierdzącą odpowiedź. Uśmiecha się i daje mi listę biletów, jakie mam
kupić.
-Widzimy się na lotnisku jutro, o czternastej
– mówi. – Mam nadzieję, że nie stchórzysz. Nawet zdążyłam cię polubić, Serku.
-------------------------------------------------------
No więc jest coś takiego. Postanowiłam to podzielić na części, nie wiem ile ich będzie. Już zdążyłam ich polubić, więc mam nadzieję będzie mi się to dobrze pisało.
oooo, w końcu!
OdpowiedzUsuńcześć Panie Serku!
OdpowiedzUsuńojusu. chcę więcej
OdpowiedzUsuńNIE TYLKO JA PROSZĘ PRZYPADKOWCH LUDZI O ŻYCIE W GRZE, TYLE WYGRAĆ :D Bo przecież mój Ninja musiał trenować, a ktoś musiał wysłać młotka i no... Ale ja nie trafiłam na pana Serka :c
OdpowiedzUsuń‘i Gumie’ no spróbowałby kurwa nie xD Ale się cieszę, że o tym napisałaś :D
OdpowiedzUsuńHAHAHAHAHA XD SYLWIA! Będę mogła teraz powiedzieć, że przepłakałam całe walentynki xD lool! Kendi krasz!
Pan serek!?!aha, monte! Lol! Sylwia, geniuszu! „-Co to znaczy ‘wyszłam grubo’? -Że nie szczupło?” Sylwia...ja nie mogę Cię czytać w dużych ilościach, to jest dla mnie po prostu za dużo dobrego :*
ASDFGHJKL;’ Jesteś genialna! Chcę jeszcze! Ta historia się zapowiada strasznie ciekawie!