Saudade
Saudade można tłumaczyć jako 'tęsknota'
Bohaterka tej miniatury - Helena
Soundtrack - Take Shelter
Bohaterka tej miniatury - Helena
Soundtrack - Take Shelter
Sprawię, że nigdy
się nie dowiesz
Jak bardzo wszystko zepsułem
Jak bardzo wszystko zepsułem
Nie będę ukrywać, że jego
obecność mi przeszkadza. Nie będę ukrywać, że chciałabym, by właśnie wyszedł i
dał mi raz na zawsze spokój.
-Mój narzeczony zmarł ponad
rok temu. Tak tylko przypominam, jakbyś zapomniał, czy coś.
Kreślę kredą na ścianie
jakieś koślawe budynki, z założenia miał to być Gdańsk, zapewne wyjdzie mi
twór, który zupełnie żadnego miasta nie będzie przypominał.
-Nie za zimno ci w samej
koszuli?
Moja wcześniejsza kąśliwa
uwaga nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, a powinna, na każdym normalnym
człowieku by zrobiła. Zbyt mocno naciskam kredę, która łamie mi się w palcach.
Jedna jej część ląduje na czole Mateusza. Znów zero reakcji. Zapala papierosa i siada na podłodze.
-Wypieprzaj z tego pokoju z tymi
fajkami – warczę. – Doskonale wiesz, że nie toleruję palenia, więc zrób mi tę
przyjemność i w ogóle wynieś się z mojego mieszkania.
Mateusz wychodzi z pokoju,
ale zaraz wraca do niego, już bez papierosa.
-Dla ciebie wszystko –
uśmiecha się głupkowato. Debil.
-W takim razie jak już
wcześniej mówiłam, wiesz, gdzie są drzwi wyjściowe. Do widzenia i powodzenia w
Lotosie.
-W takim razie dla ciebie
prawie wszystko. Słuchaj, ja naprawdę chcę wszystko naprawić.
-Ale ja nie mam ochoty nic
naprawiać, dotarło?
-Dlaczego?
-Bo nie chcę do ciebie wracać,
kiedy ty to zrozumiesz? Zdecydowałeś się wyjechać do Francji, puściłam cię
wolno, więc ciesz się nadal tą wolnością. Jesteś teraz gorącą partią, Mistrz
Świata będący singlem to rzadkość, także podbijaj gdańskie kluby i zdobywaj
laski. Au revoir, czy jak tam się po
francusku żegna.
Mika nie wychodzi. Łazi w
tę i z powrotem po pokoju, albo wygląda przez okno, albo co raz zerka na mnie.
-Ładnie tu masz.
-Było jeszcze ładniej, dopóki
nie przylazłeś. Jak ty tu trafiłeś?
-To nie było zbyt trudne. Parę
razy śledziłem cię spod uczelni, a teraz pukałem do każdych drzwi.
Nie mam więcej pytań. Właściwie sama powinnam siebie spytać
dlaczego mu otworzyłam. Mateusz coś mówi, ale jestem za bardzo zajęta
odpowiedzią na swoje własne pytanie.
-No i tak wiesz, chcę do
ciebie wrócić.
A ten znów o tym samym…
-Mateusz, temat dawno się
skończył – wzdycham, siadając pod ścianą. – Powiedziałam ci, że nie nadaję się
do związków na odległość, więc żeby oszczędzić nam niepotrzebnej tęsknoty i
bólu, rozstaliśmy się.
-Dałaś mi kosza, znaczy się.
Ach, no i byliśmy zaręczeni od dwóch miesięcy.
-Przypominam, iż pewnego dnia
wróciłeś do domu i powiedziałeś ‘Przenoszę się do Montpellier’, nawet nie
pytając mnie o zdanie. Jak miałeś propozycję w Treflu pierwsze, co zrobiłeś, to
spytałeś się mnie, czy w Gdańsku jest kierunek studiów, na które chcę iść.
-Ale ty myślałaś, że skoro
dostanę lepszą propozycję, to i tak zostanę tutaj z tobą?
-No teraz to był szczyt
szczytów. Wypierdalaj. Mówię serio, jeśli chcesz jeszcze ze mną kiedykolwiek
porozmawiać, wyjdź teraz, bo nie ręczę za siebie.
Wychodzi. Oddycham
głęboko, na wszelki wypadek zamykam drzwi na wszystkie zamki. Nie mam ochoty
więcej rysować. Otulam się kocem, biorę kubek z wystygłą już herbatą w dłonie i
siadam przed telewizorem. Wyłączam się, skupiona na tym, co leci w telewizji
nie zauważam, jak szybko zapada zmrok. Kolejnego dnia nie pojawiam się na
wykładach, proszę Klarę, by wpisała mnie na listę. Boję się, że jak wyjdę, to
wpadnę na Mateusza, a tego zdecydowanie nie chcę. Po południu idę do pracy do
kawiarni, gdzie przez pół godziny męczę się ze zbyt nachalnym typem, który nie
rozumie, że ‘nie’ naprawdę znaczy ‘nie’. Dopiero Bartek, najpierw biorący to za
durne żarty, podchodzi do typa i mało kulturalnie tłumaczy mu, że jeszcze jeden
tekst, a dostanie w mordę.
-Czy faceci mają problem ze
zrozumieniem odmowy? – rzucam, robiąc kawę.
-Ja tam bym może zrozumiał –
odpowiada Bartek. – A co, miałaś ostatnio podobny przypadek? Może z Mateuszem?
-Wykrakałeś.
-Nie wykrakałem, tylko się
tego spodziewałem, tyle.
-Zaraz pomyślę, że on jest z
tobą zmówiony. Idź zanieś tę tacę do tego stolika, gdzie siedzą te dwie
brunetki. Spraw im przyjemność swoją osobą, bo one wręcz zżerają cię wzrokiem.
Bartek mruży oczy, bez
słowa niesie zamówienie i wraca dalej mnie wypytywać.
-Naprawdę go już więcej nie
chcesz?
-Nie, ale jak ty chcesz, to
droga wolna. Cały czas przebywa wśród chłopów, może mu się coś przestawiło we
łbie i ciebie zechce.
-Lubię twoje sarkastyczne
poczucie humoru.
-No, ja też je lubię.
Uśmiecham się szeroko i wracam
do kasy. Bartek więcej nie dopytuje o Mateusza, gadamy o studiach. Dowiaduję
się, że moja grupa ma zamiar kolejnego dnia iść na piwo do ‘naszego’ pubu.
Tradycyjnie wszyscy są przyzwyczajeni, że od razu nie daję żadnej odpowiedzi.
Decyduję się wyjść z nimi dwie godziny przed, nawet specjalnie się nie
szykując. Przychodzę razem z Klarą, która tak jak Bartek, męczyła mnie
pytaniami o Mikę.
-Napijesz się to ci przejdzie –
mówi.
-Dzisiaj nie piję – odpowiadam
ku jej zaskoczeniu. – Nie mam ochoty pić.
Oczywiście jest inaczej.
Wzbraniam się jakieś cztery minuty, potem i tak Klara stawia przede mną drinka.
Powoli go piję, co raz zabierając zdanie w konwersacji moich znajomych. Zwykle
mówię bardzo dużo, dzisiaj wyjątkowo więcej milczę. Przestaję zupełnie się
odzywać widząc siatkarzy Trefla, w tym Mateusza, wchodzących do środka. Staram się
schować twarz za włosami, spuszczam głowę, więc udaje mi się uniknąć jego
wzroku. Wszystko jest w miarę super, dopóki nie zaczyna się karaoke, a jak
powszechnie wiadomo, nie odpuszczam okazji, by podrzeć mordę do mikrofonu.
Wiedząc, że jeśli się ruszę to zobaczy mnie Mateusz, kulę się, chowam. Na nic.
-Helena, zaczaruj publiczność
swym anielskim śpiewem! – tyka mnie lekko wstawiony już Kacper. Energicznie
kręcę głową, bo kurcze no, nie to nie, nie wyjdę, nie zaśpiewam i tyle, ale
nieee, no gdzie, ‘Helena, Helena, HEEELEEENAAA!’ Bartek stawia ‘kielicha na
zachętę’, piję go jednym duszkiem, popijając łykiem soku pomarańczowego.
Niepewnie zgłaszam się do kolejnej piosenki, a gromkie brawa ludzi
zgromadzonych w lokalu wcale nie dodają mi odwagi. Losuję piosenkę, kiedy
spoglądam na jej tytuł mam niewątpliwą ochotę w trybie natychmiastowym odmówić.
-Mimo wszystko w wykonaniu… możesz przypomnieć, jak masz na imię?
Józefina Konstancja Kopytko, proszę pana prowadzącego.
-Nazywam się Helena.
-No więc Helena i Mimo wszystko!
Mimo wszystko, to ja tego
za chwilę nie zaśpiewam. Tupię nerwowo w miejscu, na ekranie pojawiają się
pierwsze słowa, pierwszy raz jestem tak stremowana. Powrotów nie będzie, akcentuję wyraźnie, spoglądając w stronę stolików
siatkarzy Trefla. Mateusz przygląda mi się, opiera głowę o dłonie i uśmiecha
się, jakby niezbyt przejmował się kolejną z wielu złośliwości puszczoną w jego
stronę w ciągu ostatnich dni. To on jako pierwszy wstaje, gdy ja kończę
śpiewać, i zaczyna klaskać, a za nim robi to reszta osób. Prawdopodobnie zaraz
do mnie podejdzie, żeby tego uniknąć proszę Bartka i Klarę, by podprowadzili
mnie pod blok. Od razu puszczam wodę w wannie, wyłączam głos w telefonie i
zakładam słuchawki na uszy. Przez godzinę nie myślę zupełnie o niczym, słysząc
pukanie do drzwi pogłaśniam muzykę i przymykam oczy. Po cichu wychodzę z
łazienki, zerkam na wyświetlacz telefonu ale zamiast połączeń od Mateusza widzę
połączenia od Klary. Ostrożnie otwieram drzwi i widzę właśnie ją, siedzącą z
jakąś reklamówką na wycieraczce.
-Pomyślałam, że tej nocy
przyda ci się trochę jedzenia, wina i ktoś taki jak ja – wstaje, kierując się
do kuchni. – Siedziałam tu pół godziny, czubku. Mikuś za to czatuje pod
blokiem, możemy go tu zaprosić i posiedzieć we trójkę.
-Serio tu siedzi? – od razu
zamykam wszystkie zamki i gaszę światła w mieszkaniu, zostawiam tylko lampeczki
w kuchni. – Ześwirował, no ześwirował!
-Ela, na pstryknięcie palcami
skończyłaś wasze ponad dwa lata razem…
-No i co to ma do tego? Wolał
wyjazd do Francji zamiast mnie, to skończyłam co powinnam skończyć i żyję
dalej. On też powinien. Z resztą, ktoś taki jak ja nie zasługuje na kogoś
takiego jak Mistrz Świata, nie?
-Ktoś taki jak ty? Helena,
docenisz ty kiedyś swoją wartość? – Klara wzdycha bezsilnie, nie wiem, czy na
mnie, czy na to, że nie może poradzić sobie z ustawieniem piekarnika.
-Doceniłam, odchodząc od
niego. Nie potrafiłabym żyć z nim, ja będąc tu, a on w Montpellier. Bez sensu
zupełnie.
-Bez sensu to jest ten twój
pesymizm. O, proszę bardzo, ja bez marudzenia, z dobrym nastawieniem, sama włączyłam
piekarnik.
-Bo to nie jest jakaś wielka
sztuka.
Klara siada obok mnie na
podłodze i podaje mi lampkę z winem. Wie, jak mnie uspokoić. Nakręca na palce
moje włosy, mrucząc cichutko.
-Już lepiej? – pyta.
Przytakuję głową, bo rzeczywiście myśli o wyjściu z nożem i zadźganiu Mateusza
siedzą grzecznie w kącie mojej głowy.
-Kiedyś złapałam się na
myśleniu o tym, jakie kołysanki będę śpiewać naszym dzieciom. To kiedyś było
dwa tygodnie przed naszym rozstaniem. W ogóle ja pamiętam strasznie dużo
małych, nieistotnych rzeczy. Pamiętam, jak w liceum przychodził do mnie żebym
mu pomogła nadrobić zaległości, a ja sama mało co ogarniałam. Pamiętam próby
poloneza po dwudziestej pierwszej, bo tak późno kończył treningi. Pamiętam jak
bardzo się cieszył, gdy dostałam się na studia do Gdańska. Poszliśmy tego
samego wieczoru na rynek i przez cztery godziny gadaliśmy o tym, jakie
mieszkanie będziemy wybierać i czy będziemy mogli je sami urządzić. O, i
pamiętam nasze pierwsze zamawianie pizzy w Gdańsku, kiedy nie mogliśmy dojść do
porozumienia skąd i jaką zamawiamy. Naprawdę jeszcze dużo pamiętam.
-I nie żal ci, że to wszystko
straciliście?
-Najwidoczniej tak miało być.
To nie było tak, że on przyszedł i powiedział, że ma propozycję z Montpellier i
chciałby ją rozważyć czy coś w ten deseń. On postawił mnie przed faktem
dokonanym a kiedy się spytałam co ze mną, odpowiedział ‘No przecież ty masz tu
studia’. Ani razu nie powiedział że chciałby, żebym z nim pojechała. Dopiero
jak dałam mu kopa to raczył przyjechać do Rzeszowa i oznajmił, że ‘w sumie to
ja nawet mogę z nim pojechać’. Łaskę mi robił? Poza tym, po rozstaniu jakoś za
bardzo o mnie nie walczył, w ogóle dał mi odejść, także chyba mu na nas zbytnio
nie zależało. Prawda jest taka, że to on mnie zostawił, nie ja jego.
-I na pewno nie chcesz do
niego wrócić, skoro tu znów jest?
-Nie. To, że teraz jest nie
znaczy, że będzie za rok czy za dwa. Nie jestem na tyle głupia jak inne kobiety
siatkarzy, że pojadę za nim na drugi koniec świata. Nie będę przewracać całego
swojego życia dla niego.
Powiedz mi tylko co
mam zrobić
Żeby trzymać się od ciebie z dala
Żeby trzymać się od ciebie z dala
Wygadanie się Klarze sprawiło, że przestałam
analizować co by było, gdybym jednak zdecydowała się wrócić do Mateusza. Nauczyłam
się żyć sama, ale na samotność nie narzekam, i tak ma zostać. Na pierwszy
wykład nie idziemy bo zwyczajnie nie dajemy rady, na drugim nie ogarniamy, co
się dzieje. Przebudzam się dopiero przed ćwiczeniami a po nich, zamiast wziąć
autobus do pracy, idę piechotą. Natykając się na Gacka i jeszcze jakiś dwóch
siatkarzy uznaję to za błąd. Reguła jest prosta-jeżeli natykam się na jakąś
grupę siatkarzy to znak, że zaraz natknę się na resztę drużyny. Przyspieszam
kroku, staram się nie rozglądać tylko patrzeć przed siebie. Na szczęście do
kawiarni docieram bez natknięcia się na Mikę. Wymieniam się z Olką i zostaję z Kingą,
która wita mnie ciepłym uśmiechem i jeszcze cieplejszą karmelową latte. Jak
zwykle po południu zaczyna być ruch, wychodzę do łazienki a gdy wracam, przy
stoliku zauważam Mateusza z jakąś blondynką. Czuję się dziwnie, a przez to, że
kojarzę skądś tę kobietę jest mi jeszcze dziwniej.
-Zaniesiesz do tamtego stolika to
zamówienie? – z letargu wyrywa mnie Kinga, pokazując na tacę z herbatą i kawą.
Bez słowa, starając zachowywać się naturalnie, niosę zamówienie, a Mika od razu
cieszy się na mój widok. Okej, w tej sytuacji, skoro chce wrócić do mnie, a
jest z jakąś inną babą, raczej powinien spalić się ze wstydu…
-Przepraszam, będę mogła prosić jeszcze dwie
herbaty pomarańczowe dla męża i kolegi?
- pyta blondynka. Męża? Kolegi? O co chodzi? I skąd ja ją kojarzę, do
cholery? – Naprawdę mnie nie kojarzy! – śmieje się do Mateusza. Uważnie
przyglądam się kobiecie i dopiero dociera do mnie, że to Sabina Dawida
Konarskiego. Hela i jej pamięć do ludzi jest naprawdę godna pożałowania…
-To wcale nie jest śmieszne, nie widziałyśmy
się ponad rok – mruczę zażenowana całą tą sytuacją. – Zaraz doniosę herbaty. W
ogóle, co ty tu robisz?
-No jak to co, jutro jest sobota, Resovia ma
tu mecz z Treflem, więc jestem i ja. Trefl wcześniej skończył trening, Mateusz
odebrał mnie z pociągu, zaraz ma tu przyjść Dawid z Piotrkiem Nowakowskim –
tłumaczy. No tak, zapomniałam o ulubionych koleżkach mojego byłego! Tłumacząc
się pracą wracam za kontuar i przynoszę herbaty akurat gdy przychodzi Konarski
z Nowakowskim. Oni też mnie zagadują, z grzeczności przysiadam się na parę
minut. Pracę kończę po dwudziestej, sama zamykam kawiarnię. Przy wyjściu czeka
na mnie Mateusz. Mam ochotę go zignorować i nie zauważyć, ale stoi przy samych
schodach.
-Nie pozwolę ci samej tłuc się tak późno po
mieście, odwiozę cię – mówi. Zgadzam się, bo jest mega zimno i pada, a ja
jestem porządnie zmęczona. W drodze nic nie rozmawiamy, dopiero pod blokiem
Mika daje mi jakąś kopertę.
-Co
to? – pytam podejrzliwie.
-Bilet na jutrzejszy mecz. Miło by było,
gdybyś przyszła.
-Zobaczę.
Siedzimy jeszcze przez chwilę w ciszy.
Nie proponuję, by wszedł do mnie, wolę nie mówić nic, żeby nie narobić mu
niepotrzebnej nadziei. Nawet nie wiem, co mam zrobić z tym biletem. Z
grzeczności myślę o pójściu, ale tym mogę jednocześnie pokazać mu, że mi nadal
zależy, a nie zależy.
Decyduję
się iść. Nie odstawiam się, nie maluję mocno, staram się nie wyróżniać. Nie
czuję emocji podczas meczu, a kiedyś przecież potrafiłam drzeć się na całe
gardło. Choć mecz jest wyrównany i końcówki decydują o wygranej seta, nawet się
odrobinę nudzę. Spotkanie wygrywa Resovia, co nie jest dla mnie jakąś
niespodzianką. Nie schodzę pod barierki, jest za duży tłum. Zamiast tego
podchodzę pod boczne wejście, gdzie niedługo pojawia się Mika. Oboje opieramy
się o ścianę, on pali papierosa, ja rozdmuchuję dym.
-Wiedziałem, że przyjdziesz – mówi. –
Brakuje mi nas – dodaje po chwili, już ciszej i mniej pewnie, niż wcześniejsze
stwierdzenie.
-Oh, saudade…
-Co?
-Nic takiego. Wiesz, po prostu rób, co
chcesz robić, w porządku.
-Nie rozumiem.
-A czy ty kiedykolwiek mnie rozumiałeś? W
ogóle to się ogarnij, zapuściłeś się jak Robinson Crusoe.
-Dzięki za komplement.
-Zawsze do usług.
Mateusz widząc grupę kibicek idących w
naszą stronę wciska mi papierosa w dłoń. Patrzę się na to coś z odrazą, rzucam
na chodnik i gaszę butem.
-Miałaś mi przetrzymać – cedzi Mika przez
zęby, na co głośno się śmieję. Na prośbę dziewczyn robię im z nim zdjęcia,
akurat trafiają się takie zupełnie normalne, więc po cyknięciu fotek idą. –
Zmieniłaś się.
-Byłoby to dziwne, gdybym stała ciągle w
jednym miejscu – odpowiadam. – Parę rzeczy się pozmieniało, odkąd wyjechałeś.
-A teraz wróciłem i naprawdę jestem gotów
zrobić wszystko, by cię odzyskać.
-I co, myślisz, że ja się zgodzę?
Mateusz patrzy się na mnie, nachyla się
chcąc mnie pocałować, ale odsuwam się. Sama się sobie dziwię, że tyle
wytrzymuję i nie mogę się przełamać. Każda inna dziewczyna dawno by uległa.
-Mówiłam, parę rzeczy się pozmieniało i jak
sam zauważyłeś, ja się zmieniłam.
-Ale
ja chcę cię z powrotem!
-Czekaj. Może kiedyś się doczekasz. Nie
spodziewaj się niczego, bo niczego nie będę ci obiecywać. Po prostu bądź gdzieś
i nie uciekaj. Nie wytrzymam, jeśli jeszcze raz ci zaufam a ty wyjedziesz i
zostawisz mnie samą. No, to trzymaj się i takie tam.
---------------------------------------------------------------
Chodziło mi coś takiego po głowie, więc siadłam i napisałam, chyba w trzy albo w cztery popołudnia. Mam w planach wstawienie tu tyle rzeczy, mam je nawet zaczęte, ale jakoś nie mogę skończyć. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze czasem zagląda, hmm? W następnym tygodniu postaram się wrzucić kolejny odcinek Eleny.
MIKUŚ. JA NIE WIERZĘ ŻE TY TO ZROBIŁAŚ, PRZEPRASZAM, ALE STRASZNIE SIĘ ŚMIEJĘ
OdpowiedzUsuńHelenę widzę jak Helenę z orphan black, zresztą jak znam ciebie to na pewno miało związek. dobrze, że się nie skończyło na i żyli długo i szczęślwie.
(mrucząca Klara :"3)
Nie mam weny na rozsądny komentarz. W każdym razie to jest niesamowite, co już przestaje mnie dziwić, z idealnym zakończeniem.
OdpowiedzUsuń