Jam jest burrito nieszczęść.






   Nie mam zamiaru ruszyć się spod tego ciepłego, miłego kocyka, którym się szczelnie owinęłam. Nie mam zamiaru wyściubić choćby kawałka nosa…

-Przyniosłem ci zieloną herbatę.

    A jednak. Schowana w kocyczku biorę gorący kubek i lekko dotykam językiem parującej cieczy. Wydaje się być całkiem niezła.

-Jestem burritem nieszczęść.

-A nie kokonkiem?

-Nie. Jam jest burrito nieszczęść i koniec.

Andrzejko śmieje się pod nosem i ze swoim kubkiem siada obok mnie.

-Źle mi. Gdybyś nie wyjeżdżał, byłoby mniej źle.

   Jeżeli zacznę tak marudzić i wyżalać się, to rzuci w cholerę Bełchatów i wróci ze mną do Bydgoszczy, prawda?

-Gdyby nie klasa maturalna, zabrałbym cię ze sobą.

-Trzeba było się na to nie patrzeć i zabierać. Wszystko i wszyscy mnie wkurwiają, nie mogę patrzeć na te zakłamane, fałszywe gęby tylko czekające na moment, aż komuś się podwinie noga i będą mogli beztrosko tą osobę wyśmiać. Nie mówię o mega wyrozumiałych nauczycielach i ich sraniu o matury. Kurwa, to moja matura, więc niech się zajmą przygotowaniem nas do nich a nie pieprzeniem ‘Nic nie robicie, jesteście bandą debili!’ jakby to miało w czymś pomóc. Doskonale to wiemy, nie trzeba nam tego pierdyliard razy przypominać.

-Lizka, wiem, jak to jest, przecież zdawałem maturę.

-W Warszawie, a nie w tym getcie, gdzie ludzka mentalność ogranicza się do ilości posiadania rzeczy z przedrostkiem ‘i’. Niech sobie kupią jeszcze iDupy…

-Eliza!

-No co?! Andrzej, taka prawda!

-Przesadzasz. Twoje dziewczyny na pewno są normalne.

-Jakie moje dziewczyny?

-No te, z którymi się trzymałaś.

-A, te! Pokłóciłam się z nimi.

-Jak to się pokłóciłaś?

-Normalnie. Zachowywały się jak święte krowy, odwalały jakieś cyrki, więc się wkurwiłam, powiedziałam co o tym myślę i w ten sposób się do siebie nie odzywamy.

-To z kim siedzisz na lekcjach?

-Sama w ostatniej ławce.

-Ty nic nie robisz oprócz wkurwiania się na innych i ciśnięcia im.

-No wybacz, chyba lepiej, że jestem szczera? Z resztą, sam mnie tego nauczyłeś.

-Jeżeli tak im pocisnęłaś, jak na Memoriale Kurkowi, to serio musiało być im głupio.

-Ale sam przyznasz, że Pryszcz mógłby zachować się normalniej dla tych dziewczyn, a nie grać wielką gwiazdę. Nie znoszę, gdy ktoś uznaje się za lepszego od innych.

    Wygrzebuję się z mojego burrita i wyciągam z torby paczkę papierosów. Wzrok mojego brata mówi sam za siebie. No cóż, skoro jestem sama jak palec, to te fajki musi akceptować albo przynajmniej udawać, że akceptuje.

-Eliza, czy to ma być żart?

-Mam wyjść do kuchni?

-Nie, zapal tu. Poczekaj, przyniosę ci coś na niego.

     Andrzej wychodzi a ja odpalam papierosa. Uchylam okno i wychylam się, zupełnie nie zwracając uwagi, że na dworze jest około minus dziesięciu stopni, a może nawet i więcej.

-Eliza! Teraz to naprawdę powariowałaś!

     Endrju odpycha mnie do środka pokoju i zamyka okno, kładąc na biurko talerzyk mający służyć za popielniczkę. Dobrze, że nie potrafi krzyczeć, bo pewnie dostałabym niezły ochrzan. Ma minę a’la najtroskliwszy braciszek pod Słońcem (bo to jest najtroskliwszy braciszek na całym wszechświecie, uwierzcie).

-Dlaczego palisz?

-Bo chcę. Tak jak chciałam kolczyki w wardze, w nosie i w brwi, tak chcę palić. Mam 18 lat, mogę robić co mi się żywnie podoba.

-I to ma być niby dorosłość, tak?

-Daj mi spokój, nigdy nie czułam się tak cholernie samotna, jak teraz.

-Może gdybyś była milsza…

-Może gdybym była milsza, nie byłoby wojen na świecie, dzieci w Afryce nie chodziłyby głodne a siatkarze w żółto-czarnym ulu byliby normalniejsi, tak? No to przykro mi, ale muszę przerwać twoje dziecięce lata naiwności.

      Nie mam ochoty dalej palić, gaszę papierosa w połowie i wracam z herbatą pod koc. Opieram się głową o ramię Andrzeja i mam ochotę się rozpłakać i wreszcie popłakać w czyjejś obecności, a nie jak zwykle sama w poduszkę w połowie nocy.

-Powieszę się.

-Na skórkach od jabłka chyba.

-Zabawne. Jestem praktycznie sama, nie mam nikogo, tylko ciebie tutaj i parę ludzi z neta. Wiesz, jak ja się czuję? I uwierz, staram się być milsza, ale nie potrafię tolerować debilizmu ludzi. Nie mam zamiaru udawać kogoś, kim nie jestem.

-Liz, przecież kiedyś miałaś tyle znajomych!

-Bo byłam dzieckiem. Z resztą, i tak ich nie lubiłam. Nikogo nigdy nie lubiłam. Mam ci przypomnieć studniówkę?

-Byłaś z Kłosem, i co?

-Bo nie mam kolegów i mi go wmusiłeś. Widzisz, niektóre kobiety zostawiają dziewictwo dla męża, ja zostawię coś więcej-pierwszy pocałunek! Zapomniałam, jestem tak chujowa, że przez moją wybredność nie będę miała męża, no tak.  A tak w ogóle, pewnie ci rodzice nie mówili, że mam anemię? I chcą mi wmówić anoreksję.  Super, prawda?

      Andrzejko rozdziawia buzię na całą szerokość, a że to ładnie nie wygląda, przymykam mu ją. To było do przewidzenia, że o niczym nie ma pojęcia. Rodzice też nie mieli, dopóki im nie zemdlałam. Kilka następnych dni było naprawdę zabawnych.

-I takie drugie w ogóle, muszę złożyć reklamację na Monte, tylko nie wiem, do kogo i gdzie. Jadłam je i jadłam i nadal nie jestem tym, kim chciałabym być. Jestem zawiedziona.

-Eliza, co to znaczy, że podejrzewają cię o anoreksję?

-Nie, nie podejrzewają. Zdiagnozowali. Śmieszni są. Zamiast ważyć te 54 kilo, ważę 42.

-ILE?!

Czy on się właśnie wydarł? Nie wierzę. Mój brat potrafi krzyczeć, niewiarygodne!

-42 kilo. Albo nawet 43.

-Co to za durna dieta, na której byłaś?!

-Żadna dieta. Po prostu nie byłam głodna, po co miałam na siłę jeść? Do tego nakłada się ta anemia, także spoko, dam radę trochę przytyć. Ostatnio już więcej jem.

-Więcej, to znaczy?

-No znów zaczynam jeść śniadanie i obiad, a nie albo jedno albo drugie i nic poza tym. W szkole piłam samą wodę, bo nic innego nie chciałam. O, ostatnio zjadłam batonika. Możesz być ze mnie dumny.

     Uśmiecham się, gdy Andrzej tuli mnie mocno do siebie. Po omacku odstawiam kubek i chowam twarz w jego sweter. Mam nadzieję, że nie płacze, bo coś tak niebezpiecznie pociąga nosem. Dałby spokój. Duża jestem, dam sobie radę. Mam jego, to mi wystarczy.


------------------------------------------------------------------------------

Kiedyś, dawno dawno temu mówiłam, że Wrony jest za dużo i nie napiszę o nim jako głównym bohaterze. Tak mi dzisiaj to przyszło do głowy i nikt inny mi nie pasował, więc jest idealny Andrzejko. Czuję się, jakbym złamała swoje ideały czy coś.

Komentarze

  1. nie wiem co o tym myśleć. bo leżę z tego" kocyczek, kokonek, Andrzejko", ale jest w tym tyyyyle prawdy

    OdpowiedzUsuń
  2. czuję się jakbym przeczytała o sobie, a to tylko pogłębia mój dzisiejszy zły nastrój.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty swoje ideały złamałaś, a ja nie potrafię o nim napisać. Próbowałam, a le nic z tego:). Tutaj jest taki, że fajnie się o nim czyta:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czułam, że będzie świetne i się nie zawiodłam. Takiego Wrony jeszcze nie było, więc nie widzę problemu :)
    Jejku. To jest tak bardzo prawdziwe...

    OdpowiedzUsuń
  5. Też poproszę kocyk, ciepłą herbatkę i kogoś miłego do rozmowy...

    OdpowiedzUsuń
  6. sis, a obiecałaś, że Andrzejka nie będzie. nie ładnie tak. chce zamienić mojego brata na takiego brata jak Andrzejko. ;c

    OdpowiedzUsuń
  7. tak naprawdę, to nie jest to chyba najbardziej istotne, kto został obsadzony jako główny bohater, bo mnie urzekła ta więź między nimi. Eliza, we mnie sprawiła przeciwne uczucia - z jednej strony chce żeby każdy ją zostawił w tym świętym spokoju, ale z drugiej - bardzo głośno krzyczy o pomoc, bo sama nie jest w stanie sobie z tym poradzić. (ok, teraz to już idę spać :D)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Stalker

I've sowed pain and instead of it, love will sprout in another spring.

Ave Delfina (II)