It's four in the morning the end of December, I'm writing you now just to see if you're better
Krótkie wprowadzenie : to jest nawiązanie do czasu na niepogodę. Lenę kocham ogromnie mocno miłością bezwarunkową. Jeśli chce ktoś sobie to przypomnieć, ewentualnie lepiej zrozumieć, odsłyłam do tego rozdziału. Tyle.
On the last time we saw you, you looked so much older
Your famous blue raincoat was torn at the shoulder
(x)
Lena siedzi przed lustrem i powoli
plecie warkocza. Widząc moje odbicie za mną uśmiecha się, a ja po raz kolejny
nie mogę oderwać od niej wzroku. Powinienem powiedzieć, że drugi raz tak
naprawdę jestem poważnie zakochany, ale to nieprawda. Elizabeth nie kochałem
tak mocno, jak kocham Elenę. Nie wiem, czy wciąż w jej sercu jest Anto. Chyba
nie chcę tego wiedzieć.
-O czym myślisz? – pyta.
-O tym, że zaraz wylatujesz do Polski i że
będę za tobą tęsknił – układam dłonie na jej ramionach. Leni związuje koniec
warkocza gumką i odwraca się w moją stronę.
-Nie tak wcale zaraz – uśmiecha się delikatnie.
– Dopiero za tydzień. Nie martw się, poproszę Jeanne, by się tobą zajęła.
Lena nieświadomie przywołuje mi widmo dzisiejszej
podwójnej randki, w którą wpakował mnie Pierrot. Protestowałem, zapierałem się
jak tylko mogłem, ale i on, i Anto stwierdzili, że za długo jestem sam i
powinienem chociaż spróbować. Lena na ten temat nie powiedziała ani słowa,
zapytana przez chłopaków o zdanie uśmiechnęła się, wzruszyła ramionami i wyszła
z Manon do drugiego pokoju.
-Wolę ciebie od niej - podbieram Lenie kubek
z gorącą herbatą. – Więc jak już ma się ktoś mną zajmować, to bądź to ty.
Uśmiechająca
się Lena jest dla mnie najpiękniejszym widokiem na świecie. Słysząc pukanie do
drzwi całuje mnie na pożegnanie w policzek, dzisiaj wyjątkowo to ona wychodzi
wcześniej z domu niż ja. Obiecała towarzyszyć Antoninowi w badaniach Manon i
potem z nią wrócić, by Anto mógł od razu dołączyć do nas na trening. Staram się
nie zwracać uwagi na to, że Antonin ostatnio zbyt mocno próbuje zbliżyć się do
Leny. Tę prośbę też wziąłem za kolejną próbę. Drażni mnie to. Drażni mnie też
gadanie Pierra o dzisiejszej randce. Kiedy próbuję się wykręcić, od razu zatyka
uszy.
-Zdziadziałeś, chłopie – kręci głową,
podając mi piłkę. – Kiedyś tak nie wybrzydzałeś.
-Jeanne w żaden sposób mnie nie interesuje –
odpowiadam.
-To kto cię interesuje? – Pierre podchodzi
blisko mnie, by nikt nie mógł usłyszeć naszej rozmowy. – Elena? Od dawna jest
jedyną kobietą w twoim życiu. Słuchaj, jeśli ty coś do niej czujesz, to nie
wyobrażaj sobie za wiele. Ona musi wrócić do Anto. On jej potrzebuje. Manon
musi mieć matkę.
-Tak, masz rację, to świetny powód do
powrotu Leny do Antonina – kpię. – Poza tym, to nie jest temat do rozmowy na
teraz.
-Nie sądzę, byśmy musieli jeszcze raz go
podejmować – Pierre patrzy na mnie poważnie. Przez resztę treningu duszę w
sobie złość na Pujola i chęć wygarnięcia mu wszystkiego, co myślę o jego
słowach. Poza tym, nie chcę, by o tym dowiedział się Antonin. Parę minut po
moim powrocie do domu w mieszkaniu pojawia się Lena.
-Coś się stało? – opiera się o blat.
-Trochę się posprzeczałem z Pierrotem o tę
randkę – wyznaję i nawet nie kłamię, bo przecież od tego się zaczęło. – Nie mam
ochoty iść.
-Pewnie Iris wstydziła się iść z nim sama,
dlatego zaproponowała, że weźmie ze sobą koleżankę – Lena podchodzi do mnie i
powoli wsuwa palce w moje włosy. – To tylko spotkanie. Sam mówiłeś, że ona nie
jest zła.
-Jaka by ona nie była, nie jestem nią
zainteresowany – mruczę. Gdy kończę jeść, robię sobie drzemkę, mając nadzieję,
że zaśpię. Tak się nie dzieje, bo zapominam wyłączyć głos w telefonie, przez co
budzę się na dźwięk połączenia od Pierra. Zaspanym wzrokiem spoglądam na
malującą się przy toaletce Lenę.
-Chyba najwyższa pora żebyś się ogarnąć,
inaczej się nie wyrobisz i dostaniesz kopa od Pujola – śmieje się.
-A ty gdzieś wychodzisz? – przecieram
twarz, próbując się rozbudzić.
-Tak, z Antoninem bierzemy Manon na spacer,
potem idziemy na kolację.
Świat
jest zdecydowanie przeciwko mnie, a jeśli nie świat, to na pewno Pierre, który
zdecydowanie wie więcej niż ja. Jego dzisiejsze słowa nie były przypadkowe,
zapewne Anto wygadał się mu ze swoich zamiarów wobec Leny, stąd ten pomysł z
podwójną randką. Biorę z szafy pierwsze lepsze ubrania i wchodzę pod prysznic z
lodowatą wodą. Czuję się jeszcze gorzej niż wtedy, gdy oznajmili, że są razem.
W tamtej chwili nie potrafiłem określić, co czuję. Na siłę wmawiałem sobie, że
będą razem szczęśliwi. Nie byli. Gdyby byli, Anto nie zachowałby się tak, jak
się zachował. Nie potrafię zrozumieć w co on gra, nie potrafię zrozumieć też Eleny,
że znów zaczyna mu wierzyć. Nieskutecznie staram się ochłonąć i decyduję się na
spokojnie wybadać sytuację. Wracam do Leny, która nieruchomo siedzi na łóżku.
-Jesteś zły, prawda? – przenosi wzrok z
podłogi na mnie.
-Nie, nie jestem – mruczę, zapinając guziki
przy rękawach koszuli.
-Nie kłam – Lena zaciska usta w wąską linię.
– Nie kłam. To tylko zwykła przyjacielska kolacja. Nie musisz się o mnie
martwić.
-Będę się o ciebie martwił, bo…
-Bo?
-Bo mi na tobie zależy.
To zły moment na wyznanie jej miłości.
Nie mam pojęcia, jak ma wyglądać ten dobry moment i czy on w ogóle nastąpi,
skoro Lena znów jest bardzo blisko Antonina. Boję się, że wszystkiego się
domyśli, że zrozumie, że moje zachowanie nie jest podyktowane przyjacielską
troską, a zazdrością. Przypominam sobie również wszelkie plany Anto, które
nieśmiało wiązał z Leną i którymi się z nami po cichu dzielił. Jeżeli oni do
siebie wrócą, on na pewno będzie zdeterminowany, by je zrealizować.
Lena
wychodzi, rzucając mi suche ‘powodzenia’. Nie uśmiecha się, ja nawet nie
próbuję ją udobruchać. Jestem wściekły na samego siebie, że popycham ją w jego
ramiona, zamiast robić wszystko, żeby pokazać, że to ja jestem w stanie dać jej
wszystko, na co zasługuje. Na randkę idę z jeszcze większą niechęcią niż
wcześniej. Po drodze do restauracji kupuję kwiaty, które wolałbym dać Lenie.
Cały czas myślę o tym, co ona i Antonin właśnie robią, czy rzeczywiście gdzieś
wyszli, czy może Lena mu uległa i zaczynają się kochać. Podczas spotkania
staram się przestać o tym myśleć, ale kiepsko mi to idzie. Po ponad dwóch
godzinach wykręcając się złym samopoczuciem, wychodzę. Nie wiem, czego mam się teraz
spodziewać. Boję się, że pod moją nieobecość między Leną a Anto naprawdę do
czegoś doszło, że zejdą się, a wtedy zostanę zupełnie sam. Szybko docieram do
bloku, wjeżdżam windą na nasze piętro, skąd z mieszkania Rouziera dobiega mnie
śmiech całej trójki. Chyba wszystko przegrałem. Lena nie czeka na mnie w
mieszkaniu, nikt nigdzie na mnie nie czeka. Naiwnie wierzę, że może jednak
wcale do siebie nie wrócili, przekręcam się z boku na bok, czekając na jej
powrót. Miliard godzin później słyszę klucz w zamku. Decyduję się udawać, że
śpię, by powstrzymać się od zadania tony kretyńskich pytań. Lena wchodzi do
sypialni prawie bezgłośnie. Siada przy mnie, dotyka moich policzków, w końcu
nachyla się i całuje mnie w czoło, po czym wychodzi do łazienki. Zupełnie nie
wiem, jak mam to zinterpretować. Gdy kładzie się do łóżka, wtula się we mnie,
układając głowę na mojej klatce piersiowej.
-Śpisz? – szepcze.
-Woda w łazience mnie obudziła – kłamię. –
Wszystko w porządku?
-Nie – odpowiada. – Znaczy się, już tak, ale
wcześniej nie.
-Co się stało? – zaczynam przeplatać kosmyki
jej włosów pomiędzy palcami. – To coś związanego z Antoninem?
-Nie, z tobą. Bo… bo ja się bałam, że ty tu
przyjdziesz z Jeanne. Czułabym się dziwnie, gdybym was zobaczyła razem w łóżku.
Nie wiedziałabym, czy mam szybko wziąć swoje rzeczy i wrócić do Anto, czy od
razu do niego wrócić i poczekać, aż wy skończycie.
Nie mogę pohamować śmiechu przez
sposób, w jaki Lena to powiedziała. Gdzieś w środku rodzi się we mnie
przekonanie, że to wcale nie były moralne dylematy Eleny, tylko zwykła
zazdrość. Zazdrość o mnie, że mogę być z inną kobietą, nie z nią. Przynajmniej
chcę wierzyć, że taka może być prawda.
-Leni, wciąż jesteś jedyną kobietą w moim
życiu – mówię, ‘I nią pozostaniesz’, dopowiadam w myślach. - A ja się bałem, że
tej nocy do mnie nie wrócisz.
-Było blisko, bo powoli robiłam się śpiąca,
a kanapa Antonina jest niezwykle wygodna – śmieje się Lena. – Tak na poważnie,
nie zrobiłabym sobie tego drugi raz. Znaczy się, drugi raz bym się w Anto nie
zakochała. Tak myślę.
-I nic między wami się dzisiaj nie
wydarzyło?
-Nic.
Uspokajam się. Lena usypia, ja
jeszcze przez długi czas nie śpię. Przyglądam się jej, wymyślam różne
scenariusze, w których wyznaję wszystko, co do niej czuję. Obiecuję sobie, że
przed jej wylotem wreszcie zbiorę się na odwagę i zachowam się jak dorosły,
odpowiedzialny facet. Kiedy wracam do domu po wieczornym treningu, Lena
cierpliwie powtarza z Matthieu kolejne polskie zwroty, ułatwiające mu dogadanie
się z rodzicami Agaty podczas ich pierwszych wspólnych świąt w Polsce. Biorę
Manon na ręce, by więcej nie rozwalała kartek na podłogę i przysłuchuję się tej
swoistej lekcji polskiego.
-Dlaczego ja musiałem zakochać się w Polce?
– wzdycha zrezygnowany Matthieu po próbie powiedzenia jakiegoś skomplikowanego
zwrotu, którego znaczenia w ogóle nie znam i nawet się nie domyślam, co to może
być. Sam chciałbym być na jego miejscu. Cała ta sytuacja daje mi pozytywnego
kopa, bym wreszcie wziął się w garść, ale gdy już staję gotowy przed Leną,
dzwoni do niej Amelia. Przez dwie godziny ich rozmowy odechciewa mi się
jakichkolwiek wyznań. Na początku próbuję coś wyłapać, udaję, że jestem
bardziej zajęty przeglądaniem internetu niż połączeniem od Przybyszewskiej, ale
Leni zauważa moje spojrzenia w jej stronę. Bierze laptopa w dłonie i kręcąc
głową, wychodzi do sypialni, skąd prawie ich nie słyszę. Wiem jednak, że
rozmawiają o mnie, bo zbyt często pada moje imię. Kolejnego dnia mamy mecz,
więc siłą rzeczy muszę się na nim skupić. Obecność Leny na trybunach mnie
rozprasza, żeby się skupić obiecuję sobie, że jeśli wygramy, wezmę mikrofon i
przy wszystkich wykrzyczę jej, co do niej czuję. Mecz wygrywamy, potulnie biorę
swoje rzeczy i idę do szatni. Wreszcie, gdy zostają dwa dni do jej wylotu,
nagle postanawiam to zrobić. Pewny siebie wchodzę do kuchni, gdzie Lena parzy
herbatę… i milczę. Wyzywam się w myślach od tchórzy i debili, ale to nic nie
pomaga. Leni uśmiecha się w moją stronę z pytaniem, czy mi też ma zaparzyć.
-Właściwie to chciałem z tobą porozmawiać –
wyduszam z siebie. Siadamy naprzeciw siebie przy stole, głośno przełykam ślinę,
w żaden sposób nie umiem zebrać myśli.
-Stało się coś, prawda? – Lena łapie mnie za
dłonie. – To coś poważnego?
-Bardzo – mruczę. Oddycham parę razy
głęboko, bojąc się na nią spojrzeć. – Bo to już trwa od pewnego czasu, takiego
całkiem dłuższego czasu. Na początku sobie z tym całkiem radziłem, ale ostatnio
nie radzę sobie w ogóle. Pamiętasz naszą pierwszą poważną rozmowę w Argentynie?
Wiesz, tę, po twoim przylocie. Powiedziałem ci, że jesteś warta wszystkiego i
że żałuję, że cię nie kocham. Tak sobie żałowałem, chyba trochę za mocno, bo
się w tobie zakochałem. No więc cię kocham, Lena.
Lena milczy. Nie potrafię odgadnąć
wyrazu jej twarzy. Przymyka powieki, zaciska usta, w końcu patrzy się na mnie,
ale wciąż nic nie mówi. Ta cisza wyraża wszystko. Czy źle mi było kochać ją po
cichu? Nie. Nikt o tym nie wiedział, ona nawet się nie domyślała, co widać na
załączonym obrazku. Wspaniale Guillaume, spierdoliłeś najważniejszą rzecz w
swoich życiu!
-Ja też cię kocham.
Jeszcze
nigdy w życiu tak mocno nie biło mi serce, nawet podczas najważniejszych
meczowych piłek. Stajemy z Leną naprzeciw siebie, uśmiechamy się. Powoli
dotykam jej policzków, patrzę w jej błyszczące z radości oczy. Wreszcie
delikatnie całuję ją w usta, przypominając sobie nasz pocałunek na plaży w
Argentynie.
-Nawet nie wiesz jak się bałam, że ty mnie
nie kochasz – mocno wtula się we mnie. – Jak rozmawiałam z Amelią to strasznie
się bałam, że ty się domyślisz.
-I co by było, jakbym się jednak domyślił? –
pytam rozbawiony.
-Jakbyś mnie nie kochał, to same okropne
rzeczy!
-Jeśli cię to pocieszy, to też się tak samo
bałem.
-Ty? Ty się bałeś? Mój dzielny Guillaume się
czegoś bał?!
Lena ciągnie mnie do sypialni i każe
mi wszystko od początku opowiadać. Pomiędzy kolejnymi pocałunkami wyznajemy
sobie miłość, śmiejemy się z naszej nieśmiałości i wszelkich prób ukrycia uczuć.
Pierwszy raz usypiam tak bardzo szczęśliwy, wiedząc, że tak naprawdę teraz
wszystko się dla nas zaczyna.
---------------
Może i Cohen do całości nie pasuje (na pewno, a nie może), ale pisząc scenę powrotu Gijoma z randki, nic innego nie brzęczało mi w głowie, no i klimat ta piosenka robi niesamowity. Zapewne to dlatego, że oglądałam film z tą sceną (polecam mocno). Oczywiście polecam powrót do czasu na niepogodę, strasznie lubię całą tę gromadkę. Co jeszcze mogę więcej powiedzieć, wesołych świąt/joyeux noël!!!!
ojeeej, tutaj też tak słodko i przyjemnie!
OdpowiedzUsuńTak słodko, przyjemnie i dobrze <3
OdpowiedzUsuńCudne to było! W wolnym czasie chyba nadrobię tamto opowiadanie.
Co by nie mówić, Czas na niepogodę jest najlepszym opowiadaniem jakie kiedykolwiek przeczytałam. Powrót do bohaterów jest wspaniały.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Elena i Samik są szczęśliwi. Choć bardzo kibicowałam jej i Anto, to nie da się ukryć, że Rouzier nie był facetem dla niej. To jak oni siedzieli i wyznawali sobie w jaki sposób rozwijało się uczucie każdego z nich to najlepsza scena ever, sama chcialabym kiedyś taką przeżyć w swoim życiu :D